sobota, 31 października 2009

Cora



Cornelia Wilhelmina Maria Baltussen, Holenderka, której dzieje wojenne złączyły na całe życie ze sprawą polską i Polakami.
W czasie II wojny pracowała jako pielęgniarka Czerwonego Krzyża w Driel, tam też poznała wielu młodych polskich żołnierzy, których los wojenny zaniósł aż tam. Pielęgnowała ich, jak innych, z wielki oddaniem i poświęceniem.
Zawsze podkreślała to, jakie niezapomniane wrażenie zrobili na niej chłopcy z 1 SBS. Opiekowała się rannymi i umierającymi. Często podkreślała, że w tych trudnych i czasem ostatecznych chwilach, nie było w nich(rannych) nienawiści, tylko wielkie pragnienie wolności dla siebie i innych.
Przyjaźń z ocalałymi Polakami zachowała do końca swojego życia. Była gorącą orędowniczką polskiej sprawy w Holandii.
Zakłamania, jakie stworzono po II wojnie światowej na temat „Arnhem”, stawiały żołnierza polskiego w bardzo niekorzystnym świetle.
Holendrzy, nie tylko zapomnieli o tym, że Polacy byli wyzwolicielami, ale też obwiniano ich za błędy taktyczne i straty całego przedsięwzięcia operacji „Market Garden”.
Cora zawsze walczyła z tą niesprawiedliwością. Chciała przywrócić dobre imię Polakom i oddać im należny hołd.


Zasługi Kornelii Baltussen są nieocenione dla każdego z nas. Dbała o nasze dobre imię lepiej niż my sami. Nie zapomnij o niej.

Cora



Cornelia Wilhelmina Maria Baltussen, Holenderka, której dzieje wojenne złączyły na całe życie ze sprawą polską i Polakami.
W czasie II wojny pracowała jako pielęgniarka Czerwonego Krzyża w Driel, tam też poznała wielu młodych polskich żołnierzy, których los wojenny zaniósł aż tam. Pielęgnowała ich, jak innych, z wielki oddaniem i poświęceniem.
Zawsze podkreślała to, jakie niezapomniane wrażenie zrobili na niej chłopcy z 1 SBS. Opiekowała się rannymi i umierającymi. Często podkreślała, że w tych trudnych i czasem ostatecznych chwilach, nie było w nich(rannych) nienawiści, tylko wielkie pragnienie wolności dla siebie i innych.
Przyjaźń z ocalałymi Polakami zachowała do końca swojego życia. Była gorącą orędowniczką polskiej sprawy w Holandii.
Zakłamania, jakie stworzono po II wojnie światowej na temat „Arnhem”, stawiały żołnierza polskiego w bardzo niekorzystnym świetle.
Holendrzy, nie tylko zapomnieli o tym, że Polacy byli wyzwolicielami, ale też obwiniano ich za błędy taktyczne i straty całego przedsięwzięcia operacji „Market Garden”.
Cora zawsze walczyła z tą niesprawiedliwością. Chciała przywrócić dobre imię Polakom i oddać im należny hołd.


Zasługi Kornelii Baltussen są nieocenione dla każdego z nas. Dbała o nasze dobre imię lepiej niż my sami. Nie zapomnij o niej.

piątek, 30 października 2009

hr Dzieduszycki

PAP, Andrzej Rybczyński

Wojciech Hrabia Dzieduszycki, piękna, polska, „renesansowa” postać.
Przemiłą aparycją, dobrodusznym spojrzeniem, dużym poczuciem humoru, i dobrotliwym uśmiechem zaskarbił sobie moją sympatię. Miałam to szczęście ten dobrotliwy uśmiech zobaczyć z bliska.


Człowiek o niespotykanej wrażliwości na sztukę. Przed wojną występował jako śpiewak operowy, aktor i dyrygent.
Wojna przyniosła mu bardzo ciężkie doświadczenia, obóz koncentracyjny i karę śmierci, której uniknął dzięki swoim zdolnościom artystycznym ( rozpoznano w więźniu przedwojennego śpiewaka operowego).

Po wojnie skonfiskowano jego majątek rodzinny, ale to nie pozbawiło go woli czynu. Był dyrektorem teatru w Krakowie, potem dyrektorem , jako inżynier, młynów zbożowych we Wrocławiu.
Sławna "Mąka Wrocławska" jest jego dzieckiem.

Po za tym wciąż działał na niwie kultury. Był recenzentem muzycznym i teatralnym, aktorem i autorem tekstów kabaretowych.

Był współorganizatorem Festiwalów Chopinowskich w Dusznikach, fundatorem nagród dla młodych recenzentów, inicjatorem powstania pomnika Chopina we Wrocławiu.

Ostatnie lata życia nie były dla niego łaskawe, choć bardzo godne.
Wyznał w liście otwartym do mieszkańców Wrocławia, że był tajnym współpracownikiem służb i zrzekł się honorowego obywatelstwa.

Było to z jego strony godne, odważne i honorowe wyznanie, które w moich oczach nawet nie przyćmiło tego, jakim był człowiekiem i jak wielkie zasługi poczynił dla kultury polskiej. Tym większy mam do niego szacunek i uznanie.
Zawsze i bez ustanku będzie mnie oburzać to z jaką łatwością ludzie osądzają drugich.

Hrabia Dzieduszycki nie był zimnym pomnikiem. Był człowiekiem z krwi i kości, ale jednocześnie człowiekiem o klasie najwyższej próby.


Odszedł pozostawiając po sobie niezajęte miejsce, bo takich ludzi już nie ma …

hr Dzieduszycki

PAP, Andrzej Rybczyński

Wojciech Hrabia Dzieduszycki, piękna, polska, „renesansowa” postać.
Przemiłą aparycją, dobrodusznym spojrzeniem, dużym poczuciem humoru, i dobrotliwym uśmiechem zaskarbił sobie moją sympatię. Miałam to szczęście ten dobrotliwy uśmiech zobaczyć z bliska.


Człowiek o niespotykanej wrażliwości na sztukę. Przed wojną występował jako śpiewak operowy, aktor i dyrygent.
Wojna przyniosła mu bardzo ciężkie doświadczenia, obóz koncentracyjny i karę śmierci, której uniknął dzięki swoim zdolnościom artystycznym ( rozpoznano w więźniu przedwojennego śpiewaka operowego).

Po wojnie skonfiskowano jego majątek rodzinny, ale to nie pozbawiło go woli czynu. Był dyrektorem teatru w Krakowie, potem dyrektorem , jako inżynier, młynów zbożowych we Wrocławiu.
Sławna "Mąka Wrocławska" jest jego dzieckiem.

Po za tym wciąż działał na niwie kultury. Był recenzentem muzycznym i teatralnym, aktorem i autorem tekstów kabaretowych.

Był współorganizatorem Festiwalów Chopinowskich w Dusznikach, fundatorem nagród dla młodych recenzentów, inicjatorem powstania pomnika Chopina we Wrocławiu.

Ostatnie lata życia nie były dla niego łaskawe, choć bardzo godne.
Wyznał w liście otwartym do mieszkańców Wrocławia, że był tajnym współpracownikiem służb i zrzekł się honorowego obywatelstwa.

Było to z jego strony godne, odważne i honorowe wyznanie, które w moich oczach nawet nie przyćmiło tego, jakim był człowiekiem i jak wielkie zasługi poczynił dla kultury polskiej. Tym większy mam do niego szacunek i uznanie.
Zawsze i bez ustanku będzie mnie oburzać to z jaką łatwością ludzie osądzają drugich.

Hrabia Dzieduszycki nie był zimnym pomnikiem. Był człowiekiem z krwi i kości, ale jednocześnie człowiekiem o klasie najwyższej próby.


Odszedł pozostawiając po sobie niezajęte miejsce, bo takich ludzi już nie ma …

czwartek, 29 października 2009

Słowacki



















Czy przyjdziesz na przedstawienie, w którym występuję?- spytała mnie chrześnica.
– A jakie to przedstawienie?- Beatrix Cenci- grzecznie odpowiada dziewczynka.

Czasami, nawet małe dzieci potrafią kulturalnie zawstydzić dorosłego. Nie wiedziałam, że sztuka ta wyszła spod pióra Juliusza Słowackiego.

Jedna z mniej znanych, trudnych zarówno w inscenizacji, jak i odbiorze, sztuka teatralna. Bardzo rzadko wystawiana, prawdopodobnie ze względów technicznych. W teatrze Slowackiego, na potrzeby tej sztuki, zbudowano specjalny podest, jako przedlużenie sceny.
Tytulowa bohaterka Beatrix Cenci, molestowana w dziećiństwie, postanawia zabić ojca, który jest przyczyną jej nieszczęcia.

„Sztuka dotyka bardzo poważnych problemów egzystencjalnych – uwikłania człowieka w sytuację bez wyjścia czy względności winy i kary. Jednak niesamowita aura opowieści i perfekcyjnie skonstruowana intryga sprawiają, że jest ona również świetnie skrojonym thrillerem, trzymającym w napięciu od pierwszej do ostatniej sceny.”
( cytat z opisu sztuki www.slowacki.krakow.pl).

Będziesz? Ja na pewno będę, muszę być...

Słowacki



















Czy przyjdziesz na przedstawienie, w którym występuję?- spytała mnie chrześnica.
– A jakie to przedstawienie?- Beatrix Cenci- grzecznie odpowiada dziewczynka.

Czasami, nawet małe dzieci potrafią kulturalnie zawstydzić dorosłego. Nie wiedziałam, że sztuka ta wyszła spod pióra Juliusza Słowackiego.

Jedna z mniej znanych, trudnych zarówno w inscenizacji, jak i odbiorze, sztuka teatralna. Bardzo rzadko wystawiana, prawdopodobnie ze względów technicznych. W teatrze Slowackiego, na potrzeby tej sztuki, zbudowano specjalny podest, jako przedlużenie sceny.
Tytulowa bohaterka Beatrix Cenci, molestowana w dziećiństwie, postanawia zabić ojca, który jest przyczyną jej nieszczęcia.

„Sztuka dotyka bardzo poważnych problemów egzystencjalnych – uwikłania człowieka w sytuację bez wyjścia czy względności winy i kary. Jednak niesamowita aura opowieści i perfekcyjnie skonstruowana intryga sprawiają, że jest ona również świetnie skrojonym thrillerem, trzymającym w napięciu od pierwszej do ostatniej sceny.”
( cytat z opisu sztuki www.slowacki.krakow.pl).

Będziesz? Ja na pewno będę, muszę być...

środa, 28 października 2009

Sam Elliott




Nie jest aktorem o wielkiej sławie. Ale na pewno jest człowiekiem z charyzmą. Niestety zaszufladkowano go jako aktora grającego role westernowe. Ma ich w dorobku wiele, filmowych i telewizyjnych.
Szczególnie chcę przypomnieć jego rolę w dawnym kinowym hicie, w którym grał wraz z Patrickiem Swayze „Wykidajło”.

W filmie jako Wade Garett, przyjeżdża do małej miejscowości, skorumpowanej przez jednego gangstera, aby pomóc przyjacielowi w zaprowadzeniu porządku w nocnej spelunie.

Gra osobę o bardzo silnym charakterze, która posiada w sobie wielki wewnętrzny spokój niezależnie od sytuacji. Jest osobą wolną i niezależną od wszelkich ludzkich więzów.
„ Samotny jeździec”, tak można nazwać tę postać, zupełnie nie bez racji, bo jeździ po Stanach starym wysłużonym chopperem.




Postać, którą kreuje Sam Elliott od razu zaskarbia sobie naszą sympatię. Pozornie szorstki, a jego spojrzenie roztapia wszystkie damskie serca. Dodatkowo niski, miły dla ucha głos i czarujący, tajemniczy uśmiech … To przecież murowany sukces …….kinowy ….oczywiście.

I nie mogę oprzeć się wrażeniu, że tego człowieka znam osobiście. Nie wiem czemu? A może wiem...

Przypominając sobie wczoraj ten film z lat osiemdziesiątych, nasuwa mi się myśl
- takich wspaniałych filmów już nie ma.

Zapraszam na seans, naprawdę warto obejrzeć ten film aby przeżyć prawdziwą miłość, męską przyjaźń i szczęśliwe zakończenie, gdzie oczywiście zwycięża dobro.

Sam Elliott




Nie jest aktorem o wielkiej sławie. Ale na pewno jest człowiekiem z charyzmą. Niestety zaszufladkowano go jako aktora grającego role westernowe. Ma ich w dorobku wiele, filmowych i telewizyjnych.
Szczególnie chcę przypomnieć jego rolę w dawnym kinowym hicie, w którym grał wraz z Patrickiem Swayze „Wykidajło”.

W filmie jako Wade Garett, przyjeżdża do małej miejscowości, skorumpowanej przez jednego gangstera, aby pomóc przyjacielowi w zaprowadzeniu porządku w nocnej spelunie.

Gra osobę o bardzo silnym charakterze, która posiada w sobie wielki wewnętrzny spokój niezależnie od sytuacji. Jest osobą wolną i niezależną od wszelkich ludzkich więzów.
„ Samotny jeździec”, tak można nazwać tę postać, zupełnie nie bez racji, bo jeździ po Stanach starym wysłużonym chopperem.




Postać, którą kreuje Sam Elliott od razu zaskarbia sobie naszą sympatię. Pozornie szorstki, a jego spojrzenie roztapia wszystkie damskie serca. Dodatkowo niski, miły dla ucha głos i czarujący, tajemniczy uśmiech … To przecież murowany sukces …….kinowy ….oczywiście.

I nie mogę oprzeć się wrażeniu, że tego człowieka znam osobiście. Nie wiem czemu? A może wiem...

Przypominając sobie wczoraj ten film z lat osiemdziesiątych, nasuwa mi się myśl
- takich wspaniałych filmów już nie ma.

Zapraszam na seans, naprawdę warto obejrzeć ten film aby przeżyć prawdziwą miłość, męską przyjaźń i szczęśliwe zakończenie, gdzie oczywiście zwycięża dobro.

wtorek, 27 października 2009

Emeryk



Imię tego świętego na trwałe związane jest z pewnym magicznym miejscem w Polsce. Jeśli ktoś jeszcze tam nie był, zapraszam po wytchnienie w Góry Świętokrzyskie na Święty Krzyż.

Jak legenda głosi, młody, węgierski królewicz Emeryk, który w tych lasach polował, miał widzenie anielskie. Anioł rozkazał Św. Emerykowi zostawić tu drzewo z Krzyża Świętego, które było w jego posiadaniu. Relikwie te są czczone od wieków. Znajdują się w kaplicy Oleśnickich.

Drzewo Krzyża Świętego według badań przeprowadzonych w 2002 roku to sosna jerozolimska, a wiek jego określa się na około 2 tyś lat. Relikwie na pewno pochodzą z Węgier, a więc ziarnko prawdy w legendzie już istnieje.

Święty Emeryk mógł mieć tą relikwię od swojego ojca Stefana I, który od Papieża Sylwestra II uzyskał tytuł króla apostolskiego i odtąd jego „znakiem” był podwójny krzyż, właśnie taki jak ten z relikwii.

Wraz z koroną prawdopodobnie król Węgier otrzymał właśnie relikwię Krzyża Świętego.
Pochodzenie wcześniejsze jest raczej wiadome. Od Św. Heleny od Krzyża, matki Konstantyna, która odbywając pielgrzymkę do Ziemi Świętej, odnalazła Krzyż Chrystusa...

Święty Emeryk jest dla mnie pretekstem do tego, żeby przedstawić miejsce drogie memu sercu.
Tak pięknego miejsca, pełnego dobrej energii, prostoty, mistycyzmu trudno szukać po całym świecie.

Powracam tam z tęsknotą po łyk świeżej, oczyszczającej wody życia.

Emeryk



Imię tego świętego na trwałe związane jest z pewnym magicznym miejscem w Polsce. Jeśli ktoś jeszcze tam nie był, zapraszam po wytchnienie w Góry Świętokrzyskie na Święty Krzyż.

Jak legenda głosi, młody, węgierski królewicz Emeryk, który w tych lasach polował, miał widzenie anielskie. Anioł rozkazał Św. Emerykowi zostawić tu drzewo z Krzyża Świętego, które było w jego posiadaniu. Relikwie te są czczone od wieków. Znajdują się w kaplicy Oleśnickich.

Drzewo Krzyża Świętego według badań przeprowadzonych w 2002 roku to sosna jerozolimska, a wiek jego określa się na około 2 tyś lat. Relikwie na pewno pochodzą z Węgier, a więc ziarnko prawdy w legendzie już istnieje.

Święty Emeryk mógł mieć tą relikwię od swojego ojca Stefana I, który od Papieża Sylwestra II uzyskał tytuł króla apostolskiego i odtąd jego „znakiem” był podwójny krzyż, właśnie taki jak ten z relikwii.

Wraz z koroną prawdopodobnie król Węgier otrzymał właśnie relikwię Krzyża Świętego.
Pochodzenie wcześniejsze jest raczej wiadome. Od Św. Heleny od Krzyża, matki Konstantyna, która odbywając pielgrzymkę do Ziemi Świętej, odnalazła Krzyż Chrystusa...

Święty Emeryk jest dla mnie pretekstem do tego, żeby przedstawić miejsce drogie memu sercu.
Tak pięknego miejsca, pełnego dobrej energii, prostoty, mistycyzmu trudno szukać po całym świecie.

Powracam tam z tęsknotą po łyk świeżej, oczyszczającej wody życia.

poniedziałek, 26 października 2009

Kępiński



Deficyty autorytetów dotykają każdą dziedzinę naszego życia. Dlatego przypominam postać wybitnego psychiatry, lekarza, Profesora Antoniego Kępińskiego.

Na pewno osobom związanym z medycyną, nazwisko to nie będzie obce. Jest przecież autorem wielu prac, skierowanych do lekarzy i studentów. Opublikował ich aż 170 w tym: Psychopatologia nerwic, Rytm życia, Schizofrenia, Melancholia, Psychopatie, Z psychopatologii życia seksualnego, Lęk, Podstawowe zagadnienia współczesnej psychiatrii i Poznanie chorego. Nie tylko jego nowatorskie, specjalistyczne rozprawy zasługują na zauważenie…

Przede wszystkim Kępiński jest wzorem lekarza otwartego na pacjenta, dla którego dobro leczonego, było najwyższym dobrem. Jego szacunek i oddanie do pacjenta był znany, nazywano go „ Samarytaninem naszych czasów”. Tego również uczył swoich studentów i pielęgniarki, z którymi miał wykłady.
Szczególnie bliski był mu pacjent chory psychicznie…

Pomimo upływu lat, najstarsi pracownicy Kliniki Psychiatrii w Krakowie pamiętają go, przekazując w opowiadaniach jego postać . Jego portret zdobi ściany murów kliniki w Krakowie, a opiekuńczy duch unosi się wciąż nad swym ukochanym miejscem…

Polecam lekturę:
http://www.poradnikmedyczny.pl/mod/archiwum/1280_antoni_k%C4%99pi%C5%84ski_biografia.html

Kępiński



Deficyty autorytetów dotykają każdą dziedzinę naszego życia. Dlatego przypominam postać wybitnego psychiatry, lekarza, Profesora Antoniego Kępińskiego.

Na pewno osobom związanym z medycyną, nazwisko to nie będzie obce. Jest przecież autorem wielu prac, skierowanych do lekarzy i studentów. Opublikował ich aż 170 w tym: Psychopatologia nerwic, Rytm życia, Schizofrenia, Melancholia, Psychopatie, Z psychopatologii życia seksualnego, Lęk, Podstawowe zagadnienia współczesnej psychiatrii i Poznanie chorego. Nie tylko jego nowatorskie, specjalistyczne rozprawy zasługują na zauważenie…

Przede wszystkim Kępiński jest wzorem lekarza otwartego na pacjenta, dla którego dobro leczonego, było najwyższym dobrem. Jego szacunek i oddanie do pacjenta był znany, nazywano go „ Samarytaninem naszych czasów”. Tego również uczył swoich studentów i pielęgniarki, z którymi miał wykłady.
Szczególnie bliski był mu pacjent chory psychicznie…

Pomimo upływu lat, najstarsi pracownicy Kliniki Psychiatrii w Krakowie pamiętają go, przekazując w opowiadaniach jego postać . Jego portret zdobi ściany murów kliniki w Krakowie, a opiekuńczy duch unosi się wciąż nad swym ukochanym miejscem…

Polecam lekturę:
http://www.poradnikmedyczny.pl/mod/archiwum/1280_antoni_k%C4%99pi%C5%84ski_biografia.html

Maria Epstein



Co powoduje, że coraz młodsze pielęgniarki czują wypalenie zawodowe? I co się dzieje, że kobiety uciekają od tego zawodu?

W tym świecie, coraz mniej jest miejsca na ideały i autorytety. Żyć zgodnie z ich przykładem jest trudno i mało wygodnie.

Zgadza, się, że podpieranie szczytnymi ideami zawodu jest trudne, a niejednokrotnie niemożliwe, gdy trzeba zadbać o najprostsze potrzeby swojej rodziny…Ale tym, zwłaszcza w przypadku pielęgniarek, zasłaniać się nie wolno.

Maria Epstein jest przykładem prawdziwego pielęgniarskiego serca, najwyższego oddania chorym, cierpiącym i ubogim.
Była osobą o najwyższym morale, wspaniałej postawie etycznej zawodowo i ogólnoludzko.

Polecam Waszej uwadze jej życie. Było naprawdę godne:Biografia Marii Epstein

Wiele naszych pielęgniarek zdaje się zapominać, że pielęgniarstwo to służbaUbolewam nad tym, że przyjmuje się do zawodu osoby nie predysponowane, z przypadku, bez selekcji.

Mając do czynienia z chorym, cierpiącym człowiekiem, miłość do bliźniego jest tak ważna.
Czemu brak miłości, w tym zawodzie, tak łatwo tłumaczy się brakiem pieniędzy??

Maria Epstein



Co powoduje, że coraz młodsze pielęgniarki czują wypalenie zawodowe? I co się dzieje, że kobiety uciekają od tego zawodu?

W tym świecie, coraz mniej jest miejsca na ideały i autorytety. Żyć zgodnie z ich przykładem jest trudno i mało wygodnie.

Zgadza, się, że podpieranie szczytnymi ideami zawodu jest trudne, a niejednokrotnie niemożliwe, gdy trzeba zadbać o najprostsze potrzeby swojej rodziny…Ale tym, zwłaszcza w przypadku pielęgniarek, zasłaniać się nie wolno.

Maria Epstein jest przykładem prawdziwego pielęgniarskiego serca, najwyższego oddania chorym, cierpiącym i ubogim.
Była osobą o najwyższym morale, wspaniałej postawie etycznej zawodowo i ogólnoludzko.

Polecam Waszej uwadze jej życie. Było naprawdę godne:Biografia Marii Epstein

Wiele naszych pielęgniarek zdaje się zapominać, że pielęgniarstwo to służbaUbolewam nad tym, że przyjmuje się do zawodu osoby nie predysponowane, z przypadku, bez selekcji.

Mając do czynienia z chorym, cierpiącym człowiekiem, miłość do bliźniego jest tak ważna.
Czemu brak miłości, w tym zawodzie, tak łatwo tłumaczy się brakiem pieniędzy??

niedziela, 25 października 2009

Anna Jagiellonka



















Wspaniały portret wiernej królowej Narodu Polskiego. To na jej barkach swojego czasu spoczął ciężar Polskiej Korony i spuścizna jednego z najpotężniejszych królewskich rodów Europy. Spoczął na jej sumieniu wielki ciężar- zapewnienia ciągłości władzy królewskiej i dynastii.

Przez wiele lat zapomniana w rozdziale korony, po śmierci jedynego brata, musiała prawie po męsku , stawić czoła jednemu z największych wyzwań życia.

Krzywdzący jest dla tej wspaniałomyślnej kobiety utarty pogląd, że jakoby była brzydka, w związku z czym nikt ją za żonę pojąć nie chciał. Biedny Batory- tak musiał się poświęcić.

Tak podobno opisał ją wenecki poseł, który w 1575 roku przebywał na terenach Korony.
"Mizernego wzrostu, płeć biała jak u wszystkich Polek, bardzo przyjemna, mimo 40 lat świeża i czerstwa." I pomylił się w ocenie jej wieku o 12 lat. Wierzmy Włochom i ich wrodzonemu wyczuciu piękna.

A złośliwości odłóżmy na bok, zastanawiając się, kogo z nas byłoby stać na taką gotowość wypełnienia swojego przeznaczenia, które przecież nie było jej wyborem, a które czyniło ją niewolnikiem sprawy najwyższej wagi.

Anna Jagiellonka



















Wspaniały portret wiernej królowej Narodu Polskiego. To na jej barkach swojego czasu spoczął ciężar Polskiej Korony i spuścizna jednego z najpotężniejszych królewskich rodów Europy. Spoczął na jej sumieniu wielki ciężar- zapewnienia ciągłości władzy królewskiej i dynastii.

Przez wiele lat zapomniana w rozdziale korony, po śmierci jedynego brata, musiała prawie po męsku , stawić czoła jednemu z największych wyzwań życia.

Krzywdzący jest dla tej wspaniałomyślnej kobiety utarty pogląd, że jakoby była brzydka, w związku z czym nikt ją za żonę pojąć nie chciał. Biedny Batory- tak musiał się poświęcić.

Tak podobno opisał ją wenecki poseł, który w 1575 roku przebywał na terenach Korony.
"Mizernego wzrostu, płeć biała jak u wszystkich Polek, bardzo przyjemna, mimo 40 lat świeża i czerstwa." I pomylił się w ocenie jej wieku o 12 lat. Wierzmy Włochom i ich wrodzonemu wyczuciu piękna.

A złośliwości odłóżmy na bok, zastanawiając się, kogo z nas byłoby stać na taką gotowość wypełnienia swojego przeznaczenia, które przecież nie było jej wyborem, a które czyniło ją niewolnikiem sprawy najwyższej wagi.

sobota, 24 października 2009

Cesaria Evora


Pojawiała się bosa, starsza kobieta na scenie. Wyjątkowo skromna i oszczędna w wyrazie. Dlaczego przyszło tu tylu ludzi. Nikt inny występować tu nie będzie.
Zaśpiewała i już wiadomo...
Kto będzie się patrzył na jej skromną postać, jeśli utonie w jej głosie?

Spiewa, marząc o swojej Ojczyźnie:

„W naszych snach ogród ten nie jest martwy
Uprawia go wciąż siła uporu
Zielony Przylądek jest naprawdę zielony w naszych sercach
nasze ręce, pełne miłości, sprawią, że ziemia ta się zazieleni.”
(tłum. PB „jazz forum” 2.09.2003)

Skromność Cesarii jest oszałamiająca. Tak nie pasuje do naszego plastikowego i nadmuchanego świata cywilizacji. Świata pełnego konformizmu, konsumpcji i tandety.

Ta bosa piosenkarka, tak inna od wielu "plastikowych laleczek" ( często bez talentu), przypomina nam , że są jeszcze talenty, którym fizyczność pomagać nie musi.

Cesaria Evora


Pojawiała się bosa, starsza kobieta na scenie. Wyjątkowo skromna i oszczędna w wyrazie. Dlaczego przyszło tu tylu ludzi. Nikt inny występować tu nie będzie.
Zaśpiewała i już wiadomo...
Kto będzie się patrzył na jej skromną postać, jeśli utonie w jej głosie?

Spiewa, marząc o swojej Ojczyźnie:

„W naszych snach ogród ten nie jest martwy
Uprawia go wciąż siła uporu
Zielony Przylądek jest naprawdę zielony w naszych sercach
nasze ręce, pełne miłości, sprawią, że ziemia ta się zazieleni.”
(tłum. PB „jazz forum” 2.09.2003)

Skromność Cesarii jest oszałamiająca. Tak nie pasuje do naszego plastikowego i nadmuchanego świata cywilizacji. Świata pełnego konformizmu, konsumpcji i tandety.

Ta bosa piosenkarka, tak inna od wielu "plastikowych laleczek" ( często bez talentu), przypomina nam , że są jeszcze talenty, którym fizyczność pomagać nie musi.

piątek, 23 października 2009

Echnaton




Wizjoner wyprzedzający epokę, w której żył i panował. Jedyny w historii starożytnego Egiptu, który wprowadził religię monoteistyczną. Jego wizja w tamtych czasach była tak nowatorska, że nie wytrzymała próby zmierzenia się ze starymi bogami Egiptu.
Po jego śmierci powróciły dawne wierzenia, a imię Echnatona było przez wieki wyklinane.



Jakie były powody tego, że Echnaton chciał wierzyć w Atona ( jedyne bóstwo). Czemu szeroko zakrojone zmiany w Egipcie, którym on przewodził, spotkały się z tak wielkim niezrozumieniem?

Początki rozwoju judaizmu, pokrywają się w przybliżeniu z panowaniem Echnatona. Można by było dopatrzeć się również innych podobieństw w tych religiach monoteistycznych, jak np. zakaz przedstawiania osoby boskiej.

Echnaton jest to postać tajemnicza i wyłamująca się z faraonowego schematu zimnych niezłomnych królów. Sam nie miał się za boga, a miłość ziemską kierował w pierwszym rzędzie w stronę Atona, później zaś do rodziny i ludu.

Przypłacił za swoją wizję wielką cenę. Niesławę po wiele pokoleń. Ale czy nasz stan umysłu i ducha nie jest w stanie zrozumieć wysilków tego czlowieka w dążeniu do poznania prawdy?

Echnaton




Wizjoner wyprzedzający epokę, w której żył i panował. Jedyny w historii starożytnego Egiptu, który wprowadził religię monoteistyczną. Jego wizja w tamtych czasach była tak nowatorska, że nie wytrzymała próby zmierzenia się ze starymi bogami Egiptu.
Po jego śmierci powróciły dawne wierzenia, a imię Echnatona było przez wieki wyklinane.



Jakie były powody tego, że Echnaton chciał wierzyć w Atona ( jedyne bóstwo). Czemu szeroko zakrojone zmiany w Egipcie, którym on przewodził, spotkały się z tak wielkim niezrozumieniem?

Początki rozwoju judaizmu, pokrywają się w przybliżeniu z panowaniem Echnatona. Można by było dopatrzeć się również innych podobieństw w tych religiach monoteistycznych, jak np. zakaz przedstawiania osoby boskiej.

Echnaton jest to postać tajemnicza i wyłamująca się z faraonowego schematu zimnych niezłomnych królów. Sam nie miał się za boga, a miłość ziemską kierował w pierwszym rzędzie w stronę Atona, później zaś do rodziny i ludu.

Przypłacił za swoją wizję wielką cenę. Niesławę po wiele pokoleń. Ale czy nasz stan umysłu i ducha nie jest w stanie zrozumieć wysilków tego czlowieka w dążeniu do poznania prawdy?

czwartek, 22 października 2009

Jan Drda















Zwykle powiedzenie „ czeski film” jest przynajmniej ironicznym, nacechowanym negatywnie. Czy to samo można powiedzieć o teatrze?
Jan Drda napisał sztukę „Zapomniany diabeł” pod koniec swojego życia. Łącząc w niej elementy baśniowe, etniczne, swoje filozoficzne przemyślenia i spostrzeżenia.

Czytając tę sztukę widzę wielowarstwowość i uniwersalność. Dziecko i uniwersytecki filozof jest w stanie znaleźć coś dla siebie.
Cieszy mnie, że autor jawnie przyznaje, że nie to dobro, co dobrem zwykle się nazywa, a zawoalowane zło kusi nas pozornie cudną twarzą.

Każdy do spojrzenia na świat dochodzi poprzez doświadczenia życiowe. Drda miał ich wiele i oceniać ich nie mam zamiaru. Wnioski z niego natomiast są celujące.
Polecam tą sztukę Waszej Duszy nie tylko ze względu na treść. Również dlatego, że plejada najlepszych polskich aktorów zapewni nam znakomitą rozrywkę i wzruszenie.

Jan Drda















Zwykle powiedzenie „ czeski film” jest przynajmniej ironicznym, nacechowanym negatywnie. Czy to samo można powiedzieć o teatrze?
Jan Drda napisał sztukę „Zapomniany diabeł” pod koniec swojego życia. Łącząc w niej elementy baśniowe, etniczne, swoje filozoficzne przemyślenia i spostrzeżenia.

Czytając tę sztukę widzę wielowarstwowość i uniwersalność. Dziecko i uniwersytecki filozof jest w stanie znaleźć coś dla siebie.
Cieszy mnie, że autor jawnie przyznaje, że nie to dobro, co dobrem zwykle się nazywa, a zawoalowane zło kusi nas pozornie cudną twarzą.

Każdy do spojrzenia na świat dochodzi poprzez doświadczenia życiowe. Drda miał ich wiele i oceniać ich nie mam zamiaru. Wnioski z niego natomiast są celujące.
Polecam tą sztukę Waszej Duszy nie tylko ze względu na treść. Również dlatego, że plejada najlepszych polskich aktorów zapewni nam znakomitą rozrywkę i wzruszenie.

wtorek, 20 października 2009

Sosabowski


Jest rok 2006, Królowa Holandii-Beatrycze, daje najwyższe odznaczenie państwowe:pośmiertnie Generałowi Stanisławowi Sosabowskiemu i żołnierzom 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej, oraz spadkobiercom ich spuścizny 6 Brygadzie Desantowo Szturmowej.
Zastanawiałam się, dlaczego tak mało ludzi o tym wie. Była to przecież tak wzruszająca i podniosła chwila.

Generał Sosabowski jest jednym z zapomnianych bohaterów II Wojny Światowej. Muszę się zdziwić....

Jego marzeniem było stworzenie brygady spadochronowej, która dostałaby się do walczącej Warszawy z pomocą. Miał tam dostać się „najkrótszą drogą”- powietrzną.
Niestety, ta mrzonka nie spełniła się. Dowództwo alianckie miało wobec niego zupełnie inne plany, a pomoc Warszawie, nie wchodziła w grę.
Jednak jego wkładu w wyzwolenie Europy nie sposób jest nie zauważyć. Naród Holenderski wdzięczny mu jest za pełną poświęcenia walkę o ich kraj.

Polecam lekturą o Generale na stronie jego wnuków: http//www.sosabowski.com

Sosabowski


Jest rok 2006, Królowa Holandii-Beatrycze, daje najwyższe odznaczenie państwowe:pośmiertnie Generałowi Stanisławowi Sosabowskiemu i żołnierzom 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej, oraz spadkobiercom ich spuścizny 6 Brygadzie Desantowo Szturmowej.
Zastanawiałam się, dlaczego tak mało ludzi o tym wie. Była to przecież tak wzruszająca i podniosła chwila.

Generał Sosabowski jest jednym z zapomnianych bohaterów II Wojny Światowej. Muszę się zdziwić....

Jego marzeniem było stworzenie brygady spadochronowej, która dostałaby się do walczącej Warszawy z pomocą. Miał tam dostać się „najkrótszą drogą”- powietrzną.
Niestety, ta mrzonka nie spełniła się. Dowództwo alianckie miało wobec niego zupełnie inne plany, a pomoc Warszawie, nie wchodziła w grę.
Jednak jego wkładu w wyzwolenie Europy nie sposób jest nie zauważyć. Naród Holenderski wdzięczny mu jest za pełną poświęcenia walkę o ich kraj.

Polecam lekturą o Generale na stronie jego wnuków: http//www.sosabowski.com

niedziela, 18 października 2009

Bodo





















Myśl o Eugeniuszu Bodo, przywołuje wraz z nim charakterystyczną atmosferę dawnego przedwojennego kina. Jeśli ktoś choć troszkę zna filmy z tego okresu, wie co mam na myśli.
Bodo był największym amantem przedwojennego kina. Jego urok nie wygasł do dziś. Ja też mam do niego słabość. Wiem, że jego przerysowana gra, teatralna, ale charakterystyczna dla tamtego czasu, nie wszystkim może się podobać. Jednak jest w niej coś, co przyciąga uwagę, co sprawia, że zaskarbia sobie naszą sympatię.
Pewnie nie wszyscy to wiedzą, że przedwojenny polski film stał na bardzo wysokim poziomie, a nazwiska polskie tworzyły czołówkę Hollywood : Starski, Wars. Kto wie, może i Bodo znalazłby się tam, gdyby nie jego bardzo tragiczne dzieje wojenne i śmierć w rosyjskim lagrze.
Jedno można powiedzieć, był wspaniałym aktorem, prekursorem wielu kinowych poczynań. To on pierwszy, w filmie „Piętro wyżej” przebrał się za kobietę, seksowną May West. Jego słynna piosenka "Sex appeal" znana i śpiewana jest do dzisiaj. To klasyka sama w sobie.
Podobną komiczną przebierankę powtórzyli, 20 lat później, Tony Curtis i Jack Lemon w filmie „Pół żartem pół serio”. Śmiem sądzić, że Bodo zrobił to o wiele lepiej niż oni i co się dziwisz??

Artykuł o Eugeniuszu Bodo w Kieszeni Moje Kina

Bodo





















Myśl o Eugeniuszu Bodo, przywołuje wraz z nim charakterystyczną atmosferę dawnego przedwojennego kina. Jeśli ktoś choć troszkę zna filmy z tego okresu, wie co mam na myśli.
Bodo był największym amantem przedwojennego kina. Jego urok nie wygasł do dziś. Ja też mam do niego słabość. Wiem, że jego przerysowana gra, teatralna, ale charakterystyczna dla tamtego czasu, nie wszystkim może się podobać. Jednak jest w niej coś, co przyciąga uwagę, co sprawia, że zaskarbia sobie naszą sympatię.
Pewnie nie wszyscy to wiedzą, że przedwojenny polski film stał na bardzo wysokim poziomie, a nazwiska polskie tworzyły czołówkę Hollywood : Starski, Wars. Kto wie, może i Bodo znalazłby się tam, gdyby nie jego bardzo tragiczne dzieje wojenne i śmierć w rosyjskim lagrze.
Jedno można powiedzieć, był wspaniałym aktorem, prekursorem wielu kinowych poczynań. To on pierwszy, w filmie „Piętro wyżej” przebrał się za kobietę, seksowną May West. Jego słynna piosenka "Sex appeal" znana i śpiewana jest do dzisiaj. To klasyka sama w sobie.
Podobną komiczną przebierankę powtórzyli, 20 lat później, Tony Curtis i Jack Lemon w filmie „Pół żartem pół serio”. Śmiem sądzić, że Bodo zrobił to o wiele lepiej niż oni i co się dziwisz??

Artykuł o Eugeniuszu Bodo w Kieszeni Moje Kina

sobota, 17 października 2009

Chris Achilleos


-Przecież możesz się z nim spotkać- zamarłam. Jak to możliwe, że ktoś, na którego rysunkach oparłam młodzieńcze marzenia, teraz materializował się.

Jeszcze w szkole podstawowej uwielbiałam rysować i podobno z nie najgorszym skutkiem. Byłam totalnym samoukiem. Opierałam się na kilku ogólnodostępnych książkach do rysunku i na moich ulubionych grafikach- Chrisie i Borysie. Obaj wspaniali plastycy, rysownicy i graficy. Miałam trudny dostęp do ich prac, ale jak już je zdobyłam, to analizowałam każdą mała kreseczkę.

Chris Achilleos, znakomity, artysta grafik i plastyk. Jego prace zdobią cały świat, a najbardziej medialną jest jego współpraca w Hollywood przy filmach takich jak np. Willow, King Arthur, The Last Legion.

Kiedyś w jakiejś starej fantastyce znalazłam piękną amazonkę. Zachwyciłam się nią od razu. Skopiowałam ją sama w bardzo dużym powiększeniu, tworząc obraz 3 D. Moja amazonka miała prawdziwe futro i kolczyki, oko umalowane cieniami, a paznokcie lakierem. Ta amazonka i Chris, byli ze mną bardzo długo w moim amazonkowym świecie.

A teraz mogę się z nim spotkać i powiedzieć, ile dla mnie znaczyl. No i co? Zdziwi się?

Chris Achilleos


-Przecież możesz się z nim spotkać- zamarłam. Jak to możliwe, że ktoś, na którego rysunkach oparłam młodzieńcze marzenia, teraz materializował się.

Jeszcze w szkole podstawowej uwielbiałam rysować i podobno z nie najgorszym skutkiem. Byłam totalnym samoukiem. Opierałam się na kilku ogólnodostępnych książkach do rysunku i na moich ulubionych grafikach- Chrisie i Borysie. Obaj wspaniali plastycy, rysownicy i graficy. Miałam trudny dostęp do ich prac, ale jak już je zdobyłam, to analizowałam każdą mała kreseczkę.

Chris Achilleos, znakomity, artysta grafik i plastyk. Jego prace zdobią cały świat, a najbardziej medialną jest jego współpraca w Hollywood przy filmach takich jak np. Willow, King Arthur, The Last Legion.

Kiedyś w jakiejś starej fantastyce znalazłam piękną amazonkę. Zachwyciłam się nią od razu. Skopiowałam ją sama w bardzo dużym powiększeniu, tworząc obraz 3 D. Moja amazonka miała prawdziwe futro i kolczyki, oko umalowane cieniami, a paznokcie lakierem. Ta amazonka i Chris, byli ze mną bardzo długo w moim amazonkowym świecie.

A teraz mogę się z nim spotkać i powiedzieć, ile dla mnie znaczyl. No i co? Zdziwi się?

Chopin



















Poznaję jego muzykę po kilku tonach. Nie ma takiej drugiej na całym świecie.Jest inna, charakterystyczna, bardzo dźwięczna i zwiewna. 

Tak pisał Robert Schumann otwierająca recenzję Impromptu op. 29, Mazurków op. 30 i Scherza op. 31 w „Neue Zeitschrift für Musik”:
„Chopin nie potrafi już napisać niczego takiego, aby w siódmym czy ósmym takcie nie można było wykrzyknąć: to jego! Wytknięto mu tę manierę i stwierdzono, że się nie rozwija. Ale trzeba raczej być mu za to wdzięcznym. Czyż nie jest to wciąż ta sama oryginalna siła, która [...] Was niegdyś od razu oszołomiła i zachwyciła?”

zachwyca nadal, choć mija tyle lat i bynajmniej nie mam mu tego za złe. Przez swoją manierę jest rozpoznawany i jedyny. W rytm jego mazurków biją nasze slowiańskie serca. Proszę, nie zapominajmy o NIM.

Z niecierpliwością czekam na konkurs im. F. Chopina http://konkurs.chopin.pl/pl . Czy w następnym roku ktoś z polskich uczestników zrobi nam taką niespodziankę jak Rafał Blechacz w poprzednim konkursie??

piątek, 16 października 2009

Chopin



















Poznaję jego muzykę po kilku tonach. Nie ma takiej drugiej na całym świecie.Jest inna, charakterystyczna, bardzo dźwięczna i zwiewna. 

Tak pisał Robert Schumann otwierająca recenzję Impromptu op. 29, Mazurków op. 30 i Scherza op. 31 w „Neue Zeitschrift für Musik”:
„Chopin nie potrafi już napisać niczego takiego, aby w siódmym czy ósmym takcie nie można było wykrzyknąć: to jego! Wytknięto mu tę manierę i stwierdzono, że się nie rozwija. Ale trzeba raczej być mu za to wdzięcznym. Czyż nie jest to wciąż ta sama oryginalna siła, która [...] Was niegdyś od razu oszołomiła i zachwyciła?”

zachwyca nadal, choć mija tyle lat i bynajmniej nie mam mu tego za złe. Przez swoją manierę jest rozpoznawany i jedyny. W rytm jego mazurków biją nasze slowiańskie serca. Proszę, nie zapominajmy o NIM.

Z niecierpliwością czekam na konkurs im. F. Chopina http://konkurs.chopin.pl/pl . Czy w następnym roku ktoś z polskich uczestników zrobi nam taką niespodziankę jak Rafał Blechacz w poprzednim konkursie??
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Warszawa w rozmowach- Justyna Krajewska

Takie pozycje książkowe lubię najbardziej. Biograficzne, historyczne, prawdziwe i klimatyczne. Takie lubię czytać. Dzięki swoim bohaterom au...