W krakowskim, wspaniałym kościele OO Franciszkanów od XIII w. spoczywają relikwie błogosławionej Salomei, córki Leszka Białego, siostry Bolesława Wstydliwego, księżnej, wywodzącej się z dynastii Piastów.
Franciszkanie osobę Salomei darzą specjalnymi względami. Śmiertelne jej szczątki leżą obok brata Bolesława, w specjalnej, jej poświęconej kaplicy, w kościele przy ulicy Franciszkańskiej w Krakowie.
Niektórzy historycy, umieszczenie szczątek bł. Salomei w kościele wiążą z datą konsekracji kościoła. Rzecz to nie pewna, lecz jednak znamienita, w którą pięknie jest wierzyć.
Na witrażach kościoła, stworzonych w XIX w. przez Stanisława Wyspianskiego, przy ołtarzu głównym, Salomea przedstawiona jest w habicie Klarysek. Stoi dumnie i spokojnie, a z jej rąk wypada królewska korona. Ten symbol ma oznaczać, że poświęciła się ona życiu zakonnemu, rezygnując z zaszczytów i splendorów życia królewskiego.
Ponieważ pochodziła z rodu potężnych Piastów, jej życie, tak jak wszystkich królowych, należało nie do niej samej, a do misji jaką musiała wypełnić, a jaką naznaczali ojcowie, królowie. W wieku 3 lat wyznaczono jej męża- księcia węgierskiego Kolmana. Po wielu latach, małżeństwo to doszło do skutku. Mariaż jednak, nigdy nie wypenił się do końca, ponieważ Salomea złożyła wieczyste śluby czystości. Poczciwy Kolman, zgodził się na białe małżeństwo, w którym wytrwali przez ponad dwadzieścia lat, aż do jego śmierci, która to nastąpiła podczas bitwy z Mongołami nad rzeką Sajo.
Owdowiała Salomea, powróciła do Polski i przyjęła śluby zakonne. Wstąpiła, do ufundowanego przez jej brata klasztoru w Zawichoście. Później, dekretem papieskim, Ona i inne Klaryski, została przeniesiona do nowego, bardziej bezpiecznego klasztoru w Skale pod Krakowem. Tu dbała o rozwój klasztoru, i o nową osadę, która powstała za jej przyczyną. Tu dokończyła swojego żywota. Obecne przy jej śmierci osoby relacjonowały, że w momencie śmierci, z jej ust wyszła gwiazda, która stała się jej atrybutem. Po śmierci zasłynęła z cudów uzdrawiania.
Myśląc o Niej, ogarnia mnie zaduma. Cóż tak doczesnego jak władza i pieniądze, teraz, ale i dawniej, jest bardziej pożądane na świecie? Wszystkie współczesne, ludzkie zabiegi, zdają się potwierdzać, że nic ponad to…
A jednak, trochę ogłuszani, chcemy myśleć, że wartości niespieniężone są ważniejsze, czystsze i szlachetniejsze. Bo przecież my, Naród, którego bogactwem są wartości ponadmaterialne, bo inne dawno nam zabrali, stąd i stamtąd, musimy wiedzieć i pamiętać to najmocniej.
Ano, byłam i podziwiałam... dzieło sztuki samo w sobie :)
OdpowiedzUsuńCudowne są zwłaszcza te polskie kwiaty. Salomea jest cała w kaczeńcach. Na innych witrażach i polichromiach są irysy ( moje ulubione), róże, maki...
OdpowiedzUsuńAbstrahując od Salomei - czym jest świętość?
OdpowiedzUsuńdefinicja w słowniku brzmi:ktoś uznany za ideał przez Kościół Katolicki, Matka Urszula Ledochowska opisala świętość w ten sposób:Święty to przyjaciel, pocieszyciel, to brat kochający. Odczuwa nasze biedy, troski, modli się za nas, pragnie dobra naszego i szczęścia...Dla bardziej dociekliwych, szukających swojej definicji polecam : Halina Romanowska-Łakomy, Fenomenologia ludzkiej świętości. O sakralnych możliwościach człowieka, Eneteia Wydawnictwo Psychologii i Kultury, Warszawa 2003Szczerze mówiąc ja swojej definicji jeszcze nie znalazłam. Może to błąd?
OdpowiedzUsuńPięknie nas zatrzymujesz poprzez te posty. Pomyślałam sobie obok ilu witraży w życiu przeszłam, nie wiedząc nawet kto jest na nich przedstawiony. pozdrawiam. a.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe motto, tylko że przez dzisiejszych ludzi w dużej mierze zapominane, niechciane lub - co gorsza - rozmieniane na drobne albo wymieniane na walutę codzienna: naprawienie spłuczki, zrobienie zakupów, problem biedy na świecie, itp.Dzięki za przypomnienie.
OdpowiedzUsuńJak dla mnie definicja świętości przedstawia się dosyć prosto - jest to życie zgodnie z zasadami przez nas wyznawanymi, niezależnie od kościoła, w którym jesteśmy. Od razu zaznaczę, że każdy ma prawo popełniać błędy, mieć swoje słabości - nikt z ludzi nie jest nieomylny, bezgrzeszny. Błądzimy i szukamy właściwej ścieżki, upadamy ale też wstajemy i idziemy dalej. I co najważniejsze - w życiu kierujemy się miłością do drugiego człowieka :)
OdpowiedzUsuńPiękna definicja Eurasku. A ja się nie mogę zdecydować, by obrać swoją definicję. Być może jestem zbyt zasadnicza, by określić tą definicję tak, aby była dla mnie satysfakcjonująca. Jeśli tylko coś ustalę, dam znać :)Zygza-te witraże szczególnie polecam. Witraż centralny, nad wejściem do kościoła, przedstawia Boga Ojca w trakcie tworzenia świata. To dzieło sztuki samo w sobie i unikalne ze względu na swoją tematykę. W całości kościół jest wart zobaczenia- nie tylko ze względu na artystyczną pracę Wyspiańskiego.
OdpowiedzUsuńBibi-cała przyjemność po mojej stronie. Nie chcę, żeby moje posty były moralizatorskie, chociaż trochę takie są. To wina emocji, którym daję upust, realizując się w postach. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że głośno wypowiadam to, co powinnam zmienić przede wszystkim u siebie.Jeśli chodzi o przyziemne sprawy takie, jak chociażby wspomniana spłuczka, to dobrze, że takie są. Jeśli są, widać nie mamy większych problemów, po prostu :)
OdpowiedzUsuńTakie życie w imieniu i dla wypełnienia misji nie jest łatwe. Tak mi się wydaje.Co do wartości pozamaterialnych - rzeczywiście zwracamy na nie uwagę zbyt rzadko w codziennym pędzie, mocno uzależnieni ekonomicznie od skupienia się jednak na tych wartościach w pierwszej kolejności.Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMonika, znowu inspirujesz i kusisz; właśnie zapytałam męża: a kiedy znowu pojedziemy do Krakowa? Park Jordana, kościół Franciszkanów – to na pewno ważne punkty programu naszej wycieczki. Straszliwie zapracowana jestem i przemęczona. Tęsknię za chwilką swobody i za Krakowem. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNivejko, ja jestem święta, śpiewałam u franciszkanów pod najpiękniejszym witrażem Wyspiańskiego... bazylika mnie porwała, gdzieś do środka siebie... osty, pawie oka, to trzeba zobaczyć, zdjęcia nic nie oddają i jeszcze światło, zapach kadzidła i unoszący się dym... czuć mistycyzm miejsca :)
OdpowiedzUsuńOczarowałaś mnie. Kolejny raz. Dziękuję :*
OdpowiedzUsuńIw- zgadza się, trudno jest mówić o pięknie np nieboskłonu, gdy się zastanawiasz, czy jak dziecko przyjdzie ze szkoły to będzie miało obiad... Racja!Jolu-teraz to będę kusić częściej. Taka pogoda jak dziś, zachęca do spacerów po starym Krakowie. A jak na czas turystyczny- jeszcze turystów nie aż tak wielu. Margo-JESTEŚ!Ktoś kto pięknie śpiewa- jest jak anioł- a anioł jest święty...proste :)Kate-no to będziemy czarować się wzajemnie, bo twoje opowieści również mnie fascynują
OdpowiedzUsuńBł. Salomea jest patronką mojej najstarszej córki, więc przy każdej wizycie w Krakowie odwiedzamy ją u Franciszkanów. Szkoda, że ostatnio wciąż nam do Krakowa nie po drodze...
OdpowiedzUsuńWitam Moniko po mojej długiej nieobecności - cieszę się, że jesteś, bo potrafisz w sposób ciekawy, prosty i przejrzysty przybliżyć nam postaci z naszej szalenie powikłanej przeszłości. Wybieram się teraz w czasie wakacji do Krakowa z wnuczką - będę więc miała o czym jej opowiadać w czasie zwiedzania.Pozdrawiam Cię serdecznie.Może jeszcze do końca czerwca coś z krakowskich ciekawostek nam napiszesz?
OdpowiedzUsuń