WYWIAD ONET
TCHNIENIE MINIONEJ EPOKI
(fragmenty,
wywiad ukazał się w 2012 roku)
(..)na
swoim blogu cofa się w czasie pisząc o niesłusznie (jej zdaniem)
zapomnianych ludziach kultury i sztuki. Każdą historię znajduje
sama, by potem pracować nad nią nawet kilka tygodni. Największe
wrażenie zrobiła na niej opowieść o Fryderyku Jarosym. Pogromcy
niewieścich serc, w którym nawet ona mogłaby się zakochać. Jego
los był jednak tragiczny.
Blog
Moniki Zakrzewskiej cosiedziwisz.blogspot.com zwyciężył
w konkursie Blog Roku 2011 w kategorii „Kultura”.
Proponuję
Monice spotkanie nie gdzie indziej jak w jej ukochanym Krakowie.
Proszę, by sama zaproponowała miejsce, w którym porozmawiamy przy
kawie. Pada na Kawiarnię Europejską w Rynku. Wcale mnie to nie
dziwi. Secesyjne wnętrza i angielski bar wprawiają w klimat dawnych
lat. Do tego Monika z wypiekami na twarzy opowiadająca o Eugeniuszu
Bodo i innych amantach przedwojnia. Gdyby nie to, że mam przed sobą
dyktafon, byłabym pewna że przeniosłam się w czasie.
–
Michał
Żebrowski, juror w konkursie Blog Roku 2011, określił Twojego
bloga jako tego, z którego tchnie duch minionej epoki. Co
najbardziej pasjonującego znalazłaś w tej „minionej epoce”?
–
Gdy
byłam małą dziewczynką byłam pewna, że życie przed wojną było
czarno-białe, a ludzie żyjący w tamtych czasach szybko chodzili.
To widziałam bowiem w niemych filmach z Charlie Chaplinem oraz
Flipem i Flapem. Fascynowało mnie to już od dziecka i do dzisiaj
fascynuje. Brakuje mi „normalnego życia” (o dziwo) bez
komputerów, komórek i wszelkich udziwnień technicznych.
Nowoczesność oddala ludzi od siebie. Życzyłabym sobie więcej
bliskości, prawdziwych więzi, a nie szybkiego kontaktu przez SMS-a
czy Facebooka. Moja znajoma z pracy powiedziała ostatnio, że
dzisiaj przez to robi się ciszej – ludzie coraz mniej rozmawiają
ze sobą na żywo.
Brakuje
mi też dawnej elegancji. Ubiory były cudowne! Mój dziadek nie
wyszedł z domu bez krawata i bez kantów na spodniach. Fascynują
mnie kapelusze, eleganckie rękawiczki, parasolki. W dzisiejszych
czasach zanika też kultura mowy, mówimy coraz szybciej, stosujemy
skróty myślowe. Marzy mi się także, żeby panowie tak jak kiedyś
całowali panie w dłonie!
–
A
perspektywa wojny?
–
No
właśnie. To sprawia, że mimo wszystko nie chciałabym się do tych
czasów przenieść. W pewnym sensie ten okres fascynuje mnie z
innego powodu. „Fascynuje” to może złe słowo. Mam na myśli
wielką sławę i wspaniałe luksusy moich bohaterów i nagle
zetknięcie z Holocaustem, wyrywaniem paznokci, śmiercią. A po
wojnie często kulka w łeb od „przyjaciół”, albo samotna
śmierć gdzieś za granicą. To mnie przeraża, ale i fascynuje w
pewien sposób.
–
Blogi
o tematyce kulturalnej to wciąż jednak nisza. Myślisz, że pisanie
takiego bloga może być swego rodzaju „misją”, czymś co
zachęci ludzi, by w dobie komercji pamiętali o pięknych symbolach
historii? Czy od początku chciałaś trafić tylko do ludzi mających
podobną pasję?
Rzeczywiście,
to nie jest blog, który przyjmie się ad hoc. Zdaję sobie sprawę z
tego, że taką tematykę trzeba lubić. Z drugiej strony jestem
pewna, że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie, tylko musi dać
temu szansę. Moim największym marzeniem jest to, by osoba która
gdy już wejdzie na blog, chociaż na chwilę się tutaj zatrzymała
i poznała historie tych fascynujących osób. Nie warto przecież
skupiać się tylko na teraźniejszości. Jeżeli my nie będziemy
pamiętać o tamtych ludziach, to kto będzie pamiętał o nas? Tak,
tak, wiem że to brzmi bardzo nostalgicznie.
–
Która
historia wciągnęła cię najbardziej?
–
Oj,
nie mam wątpliwości – historia Fryderyka Jarosy, przedwojennego
konferansjera. Fascynuje mnie pod wieloma względami. Nie był
Polakiem, ale Polakiem się stał. Pochodził z Węgier. Przyjechał
do Polski wraz z rosyjskim kabaretem „Niebieski ptak”. Został w
Polsce i pracował jako menadżer gwiazd. To właśnie on odkrył
wielki talent Hanki Ordonówny. Nauczył ją jak śpiewać i jak
chodzić po scenie, żeby wzbudzać zachwyt. Pięknie się wysławiał,
mimo że przyjeżdżając do Polski nie znał ani słowa w naszym
języku. Był przystojny, inteligentny, elegancki, z poczuciem
humoru. Niejedna kobieta straciła dla niego głowę. Wcale się nie
dziwię. Ja też mogłabym się w nim zakochać! Niestety,
aresztowano go w 1939 roku. Zbiegł z transportu i ukrywał się. Po
powstaniu warszawskim był więźniem obozu koncentracyjnego
Buchenwald. Po II wojnie wyemigrował do Wielkiej Brytanii, gdzie żył
w biedzie. W 1948 roku warszawski rząd odebrał mu obywatelstwo.
Oglądałam
jego krótkie występy w polskich filmach i słuchałam audycji z
jego udziałem. Stąd tyle o nim wiem. Mam w głowie obraz tego, jak
się poruszał, jak mówił. Fascynujący człowiek!
–
Trochę
tak. Nie sądzę, by to był jedyny argument, dla którego prowadzisz
bloga. Co jeszcze Cię motywuje? Bo rozumiem, że nie perspektywa
sławy, pieniędzy i wielkiej kariery.
–
„Wielka
sława to żart” (śmiech) Tak, masz rację. Potrzebuję w życiu
ciągłej podniety emocjonalno-intelektualnej. Gdy przygotowuję nowy
wpis (co zazwyczaj zajmuje mi długie godziny), czuję się jakbym
była pijana. Czerpię z historii tych ludzi jak pasożyt.
Jednocześnie pobudzam ich do życia na nowo, czerpiąc naukę dla
siebie.
Historia,
filozofia, muzyka, film, teatr, a nawet medycyna – w tych
dziedzinach szukasz inspiracji. Nie wierzę, że można tym wszystkim
aż tak się pasjonować. Co jest Twoim konikiem?
–
Teatr!
Kocham teatr! Gdy życie codzienne nie przytłaczało mnie tak jak
dzisiaj (praca, obowiązki domowe, ciągłe zabieganie), to bywałam
w teatrze niemal non stop. W wieku ośmiu lat zaczęłam występować
z grupą tańca ludowego. Kochałam przebywać na scenie. Odkąd
pamiętam dostrzegałam coś magicznego w starych deskach, w
specyficznym zapachu, w kurtynie nasiąkniętej kurzem. Co ciekawe
jestem uczulona na kurz, a na kurz sceniczny… nie (śmiech) Teatr
wszędzie pachnie tak samo. To jest w nim piękne.
–
Zależy
ci, żeby trafiać do młodych ludzi? Eugeniusz Bodo ma szansę
wygrać z Zackiem Efronem?
–
Oczywiście,
byłoby wspaniale trafić też do młodych. Każdy z bohaterów, o
którym piszę, mógłby być dla nich wzorem. Zdaję sobie jednak
sprawę, że trudno przekonać młodych ludzi do takiej tematyki. Mam
jednak kilku takich czytelników, którzy napisali do mnie, że to
dzięki blogowi zaczynają oglądać stare filmy. Pojawiają się też
wątpliwości z ich strony dotyczące np. tego, że historia jakiegoś
bohatera z historycznego źródła nie jest spójna z tym, co jest
napisane u mnie na blogu. Wydaje mi się, że większość młodych
ludzi nie wie w ogóle o istnieniu wspaniałych przedwojennych
filmów, kabaretów itd. Jestem pewna, że część z nich
zainteresowałaby się nimi, gdyby o tym usłyszeli. Może od
nauczycieli w szkole?
–
To
byłoby ciekawe, ja z lekcji historii pamiętam tylko suche fakty.
–
No
niestety, nauczyciele muszą realizować program nauczania. Ale gdy
mają w sobie pasję i są kreatywni, to na pewno znaleźliby sposób
na przemycenie tego typu treści. To przecież część historii!
– Jednak
Eugeniusz Bodo, o którym wspomniałam w poprzednim pytaniu, to znana
postać. Na blogu piszesz o osobach, o których przeciętny zjadacz
chleba nie ma pojęcia. Np. o Igo Symie. Gdzie wyszukujesz historie?
–
Dużo
czytam. Wertuję też internet. Słucham ludzi. Rozglądam się
dookoła. Tak było np. z notką o Pałacu Tarnowskim. Tylko razy
obok niego przechodziłam, aż w końcu dotarło do mnie, że po
prostu trzeba o tym napisać. To piękny budynek, popadający w
ruinę, zaniedbany przez miasto. Trudno uwierzyć, że takie historie
zdarzają się w centrum Krakowa.
O
inspirację nietrudno. Gorzej z przygotowaniem posta. Zaczytuję się
w opracowaniach biograficznych, gazetach, stronach internetowych. Mam
mnóstwo książek w domu. Ciągle kupuję nowe. Przed spotkaniem z
tobą wstąpiłam do księgarni i wyszłam z dwiema książkami. To
jest silniejsze ode mnie. Nie stać mnie jednak na drogie dzieła.
Staram się więc znajdować perełki za parę złotych w
antykwariatach. Gdy moja córka jest na lekcjach baletu, potrafię
przez trzy godziny siedzieć w Empiku z kilkoma książkami na
kolanach i spisywać to, co mi potrzebne.
–
Ile
czasu przygotowujesz jeden wpis?
–
Najczęściej
kilka dobrych dni, a nawet tygodni. Czytam i piszę, że końca nie
widać. Sprawdzam dokładnie teksty źródłowe i wybieram to, co
moim zdaniem jest najciekawsze. Jestem dokładna. Nie chcę, żeby
ktoś zarzucił mi, że jestem głupia i mało wiem.
–
W
jaki najbardziej „spektakularny” sposób znalazłaś ciekawą
historię? Bo rozumiem, że te „zasłyszane” od kogoś to raczej
standard…
–
O,
tak. Parę dobrych lat temu znalazłam u rodziców starą fotografię.
Okazało się, że przedstawiała Jerzego Iwanowa-Szajnowicza, agenta
brytyjskiego wywiadu w Grecji, działającego podczas II wojny
światowej. Zdjęcie unikat, które kiedy wypożyczyło nawet Muzeum
Wojska Polskiego. Należało do mojego dziadka, który był aktorem w
Warszawie, ale też był członkiem polskiej drużyny pływackiej.
Razem z Iwanowem pojechali na zawody do Finlandii. Z tym wiąże się
śmieszna historia, szczególnie biorąc pod uwagę jak świetnie się
bawili wracając (śmiech). Zapraszam do przeczytania notki na ten
temat (link)
–
Mam
wrażenie, że wszyscy bohaterowie Twoich blogowych notek to ludzie
bez skazy. Naprawdę byli tacy idealni?
–
Nie,
nie byli. Taką przyjęłam konwencję. Zależy mi na tym, żeby
wyłaniać ich pozytywne cechy. Boję się skrzywdzić potomków tych
ludzi. Przecież każdy człowiek ma w życiu gorsze momenty. Po co
to eksponować? Trudno mówić źle o osobach, które się lubi. Raz
podjęłam próbę rozgrzeszenia. Ina Benita, polska aktorka filmowa
i teatralna, została posądzona o kolaborację z Niemcami. Umarła
tragicznie wraz ze swoim synkiem. Starałam się zrozumieć jej
postępowanie. Nigdy nie wiemy, jak my byśmy zachowali się w tak
okrutnych czasach. Nie wszyscy mają tak niezłomne charaktery, by od
razu chwytać bagnety i iść na barykady.
–
A
nie kusi Cię, żeby wyciągnąć co nieco „brudu”, intryg,
zdrad? Z pewnością mogłabyś wtedy liczyć na większe
zainteresowanie…
–
Myślisz,
że powinnam tak robić i że wtedy częściej notki z mojego bloga
znajdowałyby się na głównej stronie Onetu?
–
Ja
nic nie sugeruję, ale notka o łamaczu kobiecych serc Igo Symie
wzbudziła zainteresowanie naszych użytkowników…
–
Tak,
pamiętam. Mimo wszystko przedstawiłam jego historię bardzo
zachowawczo i delikatnie. Wiem, że sensacja się podoba. Nie o to
chodzi w prowadzeniu mojego bloga.
–
Ale
przyznaj. Zdarza Ci się mocno „podrasować” historię, dodać
coś od siebie, co niekoniecznie jest faktem historycznym.
–
Tak,
czasami coś dopowiadam, ale robię to w sposób zamierzony, żeby
„załatać dziury”. Gdybym spisywała jeden fakt po drugim, to
mój blog byłby encyklopedią. Uzupełniam historię w neutralne
elementy, coś co potencjalnie mogłoby się zdarzyć. To tak jak w
przypadku konserwatora zabytku, który musi wypełnić czymś dzieło,
w którym brakuje detalu. Zawsze jednak trzymam się faktów.
–
Często
słyszę dzisiaj (według mnie bardzo irytujące) zdanie „Kiedyś
to było inaczej” (czyt. lepiej). Pisząc np. o Samie Elliocie
wspomniałaś, że „takich wspaniałych filmów już nie ma”. To
jest dzisiaj aż tak źle?
–
Nie,
nie jest. Dzisiaj mamy bardzo szeroki wybór naprawdę wartościowych
filmów, książek, spektakli teatralnych. To jednak zupełnie coś
innego. Trudno porównywać przedwojenne filmy ze współczesnymi.
Przedwojenny film dźwiękowy raczkował, więc aktorstwo było
przerysowane, teatralne. Mnie się to podoba, ale pewnie nie
chciałabym, żeby aktorzy dzisiaj tak grali.
–
A
co dobrego z filmów „dzisiejszej epoki” ostatnio oglądałaś?
–
Byłam
w kinie na „Atlasie chmur” i wyszłam bardzo wstrząśnięta, ale
jednocześnie zachwycona.
–
A
czym chciałabyś zachwycić w najbliższym czasie czytelników
bloga?
–
Marzę
o tym, by poznać Stanisława Janickiego, polskiego pisarza,
dziennikarza, scenarzystę, krytyka filmowego i historyka kina. On
jest kopalnią wiedzy o przedwojennych artystach!
–
Dlaczego
się jeszcze z nim nie spotkałaś?
–
Nie
chcę się narzucać (śmiech). Planuję też wywiady z potomkami
artystów. Wysłałam już np. propozycję do rodziny Heleny Grosówny
czy Eugeniusza Bodo. Nie dostałam jednak odpowiedzi…
–
Może
czytają ten wywiad i stwierdzą, że jednak warto się odezwać?
–
Chyba
bym umarła ze szczęścia…
Rozmawiała:
Agata Olejniczak, Onet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz