piątek, 10 września 2010

Aleksander Żabczyński


Nie było jakąś specjalnie nadzwyczajna rzeczą, że sala została napełniona po brzegi. Czasy, co prawda, dla kultury, podłe, ale i na tej ziemi, ciut suchej i nie zadbanej, mogło wyrosnąć zasiane ziarno sztuki. Z tego powodu scena powojenna tak szybko się odrodziła, wzbudzając do istnienia nowe talenty, ale też przygarniając po macoszemu niektóre złamane, przedwojenne, aktorskie serca.


Coś w tym było nadzwyczajnego, że kulisy przed i po wojnie pachniały tak samo, drewnem, pastą, naftaliną i kurzem. Zaciągając się tym powietrzem, jak nałogowy palacz, aktor zapominał o świecie, o sobie, o wszystkim i wtedy było lepiej, bo było tak, jakby nigdy nic się nie stało.

Za chwilę, wyjdzie po raz setny, jako doświadczony, już niemłody, bo nie raz przyszło mu grać trudne role. Dzisiaj, krótko, tylko pieśń. Głęboki wdech.

Drżące, spocone dłonie, niepewny krok. Rozbrzmiewają pierwsze takty znanej, ukochanej pieśni i cisza…
Spogląda speszony jeszcze w stronę muzyki- dadzą od nowa.

Pierwsze takty i znów głos więźnie mu w krtani.
Ma śpiewać „ Czerwone maki na Monte Cassino”. Obiecał, a wszystkim zależy i jemu zależy także. Ale dzisiaj, czerń widowni jest za głęboka...
Zwykle widać twarze. Gra się tylko dla jednej, wybranej. Reflektor niedoskonały, zbyt mocno świeci.

W tej czerni, widzi, lub to przywidzenie, twarz i jeszcze jedną. Znajome obie i tak młode.
I jeszcze trzecia tam dalej, także znana. Nie powinno ich tu być. Zginęli pod Monte Cassino.

Potem znów następną, a wszystkie roześmiane, jakby „tego” w ogóle nie było.
Reflektor pali zbyt mocno, oczy tak błyszczą wstydliwie, a głos ciągle odmawia posłuszeństwa i nie starcza siły, aby z nim walczyć.

- Przepraszam Państwa, nie zaśpiewam, nie mogę,  mam ich wciąż przed oczyma. 

Schodzi speszony, wzruszony, taki samotny, w burzy współczujących, gorących oklasków.

*

Minęło 110 lat od jego urodzin. Aleksander Żabczyński nigdy nie planował zostać aktorem. Sam twierdził, że pociągała go matematyka i architektura. Ponieważ jego ojciec był generałem, oczywistym było, że kariera wojskowego została mu przyporządkowana. Z powodzeniem więc skończył szkołę podchorążych. Po powrocie ze służby wojskowej podjął studia prawnicze, których nie ukończył z powodu różnicy zdań z nauczycielem podczas egzaminu.

Aktorstwo miało być zabawą i odskocznią od poważniejszych zajęć. Wstąpił do szkoły filmowej za namową uniwersyteckiego kolegi. Po niej zaś do nowotworzonej w 1922 r „Reduty”(instytutu teatralnego zrzeszające polskie środowisko teatralne), również za namową tegoż samego kolegi. Od tego czasu rozpoczęła się jego wielka przygoda z teatrem. Okazał się pracowitym, pochłoniętym pasją aktorem. Tutaj poznał swoją przyszła żonę, której, jak sam twierdził, zawdzięczał wiele, pod względem aktorskim. Szybko zdobywał nowe umiejętności.

Mówił w wywiadzie: „Kto się zaprzęgnie w rydwan przemożnej pani sztuki, ten musi się jej całkowicie oddać”. Tak też czynił. Jego wdzięk, pełna uroku aparycja, z lekka nonszalancki styl bycia, bynajmniej, mu w tym nie przeszkadzały. Wręcz przeciwnie, stały się jego dodatkowym atutem w zdobywaniu popularności, oraz serc niewieścich. Młode panienki kochały się w nim na zabój. Wystawały pod jego oknami, teatrami w których grywał. Był bożyszczem wciąż otoczonym wianuszkiem zakochanych pensjonarek.


„Żaba”, czule nazywany przez znajomych, stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych aktorów przedwojennego kina w Polsce. W swojej osobie, tak doskonale skupił wszystkie pożądane cechy klasycznego amanta filmowego. Był przystojny, miał namiętny głos, wybitnie arystokratyczną sylwetkę. Wysoki, szczupły, zawsze wykwintnie ubrany- jednym słowem-doskonały.
W przeciwieństwie do ulubionego przeze mnie Eugeniusza Bodo, który był zbyt krępy i mniej urodziwy, Żabczyński samą swą urodą łamał niewieście serca. Miał twarz szlachetną, przyjemną, uwodzący uśmiech i spojrzenie. Nonszalancję w gestach i postawie, swobodę i niezaprzeczalny urok. Miał zamiłowanie do eleganckich toalet i wyborowego towarzystwa.

Popularność wśród kinowej publiczności zdobył dzięki lekkim, przyjemnym komediom, w którym, jak zwykle, grywał role pierwszoplanowe. W sumie zagrał w 26 filmach.
 „Pani minister tańczy”, „Manewry miłosne”, „Jadzia”, „Sportowiec mimo woli”, „Ada to nie wypada”, „Panienka z post restante”, „Zapomniana melodia” to tylko niektóre produkcje komediowe, w których grywał. Jako aktor, swój kunszt aktorski udowodnił w dramatach: Np. „Trzy serca”, „Biały murzyn”, „Złota maska”. 

W kreacjach bohaterów komediowych potrafił być zabawny, ale nigdy nie pozbawiał się tej nutki wyniosłości, arystokratycznej swobody. Miał jedyny w swoim rodzaju sceniczny urok „niebieskiego ptaka”. Skupiał w sobie wiele sprzeczności: namiętność z zimną wyniosłością, delikatność z wykwintnością, gorące serce i nonszalancję.


Był bardzo lubiany przez kolegów z branży. Jadwiga Andrzejewska mówiła o nim: „bardzo przyjemny kolega”. Powszechnie znany był ze swojej wysokiej kultury osobistej i taktu. Jego dobre wychowanie stało się wręcz przysłowiowe. Żartowano z niego, że gdy ma otworzyć pudełko sardynek, wpierw puka w wieczko.
Gdy nastała wojna, bardziej niż aktorem, poczuł się żołnierzem. Uczestniczył w kampanii wrześniowej jako porucznik artylerii przeciwlotniczej do 18 września. Został jeńcem, internowanym do oflagu na Węgrzech. Stamtąd zbiegł do Francji i przebywał tam aż do ogłoszenia kapitulacji. Od 1942 roku z Armią Polską przebywał na Bliskim Wschodzie ( Bagdad, Palestyna, Egipt, Irak). Przeszedł całą kampanię włoską, walczył o Monte Cassino, gdzie został ranny. Za zasługi wojenne został odznaczony Krzyżem Walecznych i awansowano do stopnia kapitana. Po wojnie pracował w Salzburgu przy Czerwonym Krzyżu, ale skorzystał z pierwszej nadarzającej się okazji by powrócić do Polski.


Cieszył się na myśl powrotu na sceny Polskie. Po wojnie nie występował już w filmach. Nie był już tak jak przed wojną beztroskim amantem filmowym. Miał zasobą ciężkie wojenne przejścia i niemłody już wiek. Uwarunkowania polityczne w jakich się znalazł, z pewnością nie pomogły mu w kontynuowaniu kariery aktorskiej. Był synonimem dawnego, kapitalistycznego świata, co z góry skazywało go na niepowodzenie. Mimo to znalazł swoje miejsce.

Brał udział w słuchowiskach radiowych, często grywał w teatrze. jJako jeden z pierwszych aktorów grywał w teatrach telewizji. Zmarł w 1958 roku. Jego skromny grób znajduje się na warszawskich Powązkach. Nie zapomnij.

*

Przemijanie jest wolne, prawie niewidoczne, lecz w ostateczności bolesne. Przemijają czasy, wydarzenia i ludzie. Tak mi jest ich żal. Żal mi i nas, bo wiem, że ten czas zapomnienia nadejdzie i dla nas. Więc czy nie warto pamiętać? Twarz roześmianą, pogodną, człowieka wielkiego ducha i serca, tak bardzo wartościowego. Człowieka kiedyś tak bardzo znanego i kochanego, teraz kompletnie zapomnianego. Cóż będzie z nami, skoro taka kolej losów ludzi, którzy ze sławą byli na „ty”?






FOT: filmpolski.pl
Źródła:
„Aleksander Żabczyński” Stanisław Janicki „Odeon” RMF Classic
„Od ślepej Temidy pod blask jupiterów” Wywiad z Aleksandrem Żabczyńskim zamieszczony w przedwojennym numerze miesięcznika „Kino”.
„Aleksander Żabczyński o swych FILM (1946-1973) 1947 r. , nr 13, s. 5

43 komentarze:

  1. Ale miło się powspominało. Jak ja lubię czytać te Twoje wspomnienia o wspaniałych ludziach. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny opis pięknego człowieka. Przypomniałaś mi jak dawno temu w niedzielę siadałam przed telewizorem i czekałam najpierw na czołówkę "W starym kinie", a potem na wprowadzenie Stanisława Janickiego, a potem już na kolejny film. Najbardziej z filmów z Żabczyńskim pamiętam "Manewry miłosne", "Pani Minister tańczy" i oczywiście "Zapomnianą melodię". Dzięki za przypomnienie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dokładnie! Mam takie samo zdanie jak gabraj :). No i prawie się w Żabie zakochałam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. jeju, ja pewnie też bym wystawała pod jego domem i teatrem ;)ech to byli ludzie i to były filmy - szkoda że już nie ma "W starym kinie" - młodzi tak wiele tracą, nie znając tych filmówpozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  5. Mota, dziękuję ci bardzo. Nie mam cierpliwości do grzebana i szukania takich informacji. I sorry, że bez pytania o zgodę, ale wrzucam na fejsbuka;)Bo "lubię to" !

    OdpowiedzUsuń
  6. Kasiu- ja bym jeszcze przepychała się łokciami- niegrzecznie :)W Starym Kinie nie ma, ale za to na Kino Polska wciąż lecą przedwojenne filmy, nawet te mnie popularne. Ni i jest program Iluzjon, w którym Stanisław Janicki ze znaną sobie swadą opowiada o przedwojennym kinie.Nivejko-mam nadzieję, że miałaś cierpliwość doczytać referat do końca. Napisałam więcej, bo zarzucano mi, że ciągle mało. To specjalnie dla Czarnego Pieprzu :)Co do fejsbuka to- cała przyjemność po mojej stronie ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. gabraja- ja lubię o nich pisać, choć zdobycie informacji na ten temat jest dość trudne.diuk-wciąż ludzie mnie zaskakują pozytywnie. Okazuje się, że mnóstwo ludi ogląda stare filmy . Bardzo mnie to cieszy.aga-ja się zakochałam w Eugeniuszu Bodo niestety, trudno mi będzie, pomieścić ich obu, ale "Żabę" szczerze podziwiam z wielu powodów.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mnie tez jest żal przeszłosci. najchętniej wypięłambym się na przemijanie, ale jak? Czas, czy istnieje czy nie, zajmuje najwięcej moich mysli. Dziekuje za wspomnienie przedwojenne o 'Żabie"

    OdpowiedzUsuń
  9. Mota - zajrzałam i zobaczyłam długaśny tekst o moim ulubieńcu. Zostawiłam sobie specjalnie na sobotę (wiesz...przy sobocie po robocie), zasiadłam i zaczytałam się. A tu nagle...KONIEC! Dziękuję, że jest więcej ale znowu mnie ssie niedosyt. Piszesz świetnie, czyta się lekko i przyjemnie - a może tak blożek o Starym Kinie? Hmmm? Dziękuję i kłaniam się nisko!

    OdpowiedzUsuń
  10. bardzo lubialam stare kino i tego pana co do niego wchodzil,stare seriale byle takie romantyczne ,przyjemnie bylo je ogladac,a teraz co ,przeklenstwa i glupota scenariusze ze sie plakac chce,a tamte takie wlasnie lekkie kino niedzielne :) dziekuje za odwiedziny

    OdpowiedzUsuń
  11. Czarny Pieprzu- cenię sobie Twoją ocenę. Łechcesz mnie szalenie. Niestety nie mam wszystkich informacji, są naprawdę trudno dostępne. Na temat Żabczyńskiego kilka notek podesłał mi uprzemy czytelnik i pasjonat starych filmów, za co mu jeszcze raz dziękuję.Tak wielu rzeczy chciałabym się dowiedzieć...tymczasem gromadzę stosowną literaturę, by nie być gołosłowną.Ten blog o starym kinie- całkiem niezły pomysł, przemyślę go dokładnie. Hm...zasiane ziarno kiełkuje i koli mnie w bok :)Eh! Czarny Pieprzu...!

    OdpowiedzUsuń
  12. Blogu niedzielny cieszę się, że zajrzałaś i polecam się Twojej pamięci.Wśród współczesnych filmów można również wyłowić rarytasy. Osobiście polecam jeden z moich ulubionych: "Jasminum" J.J. Kolskiego

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak się miło zdarzyło, że wczoraj w późnych godzinach wieczornych (lub wczesnych nocnych) miałam okazję zobaczyć film o Aleksandrze Żabczyńskim. Niestety, pierwsza połowa już zdążyła mi umknąć :( ale i tak dowiedziałam się masę fajnych szczegółów, wysłuchałam wywiadów z tymi, którzy go znali, obejrzałam fragmenty filmów i fotosy z przedstawień. Ssanie mi troszkę zmalało, a głowę wypełniają szczególiki. Nie wiedziałam, że żona i część kolegów mówiła do niego Darek:)Ziarno niech rośnie Moto- myślę, że warto. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  14. A ja tak na ten film poluję i nie mogę go nigdzie obejrzeć. O projekcjach filmu dowiaduję się zbyt późno, albo są za daleko. Przecież nie będę jechać do Opola, żeby obejrzeć film. Wiem o nim od dawna i mojej ssanie nie maleje, wprost przeciwnie. Tymczasem głód zaspokajam sobie nowo nabytą książką " Teatry Warszawy 1939" KronikaSzalenie interesująca książką, kiedyś napiszę, czemu tak szczególnie mnie to interesuję :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Witam Monisiu po powrocie z wakacyjnych wojaży. Jak zwykle u Ciebie znajduję wspaniale napisaną notkę o człowieku, którego znamy ale zbyt mało o nim wiemy. Moniko wyobraź sobie, że wczoraj w nocy oglądałam film dokumentalny poświęcony Aleksandrowi Żabczyńskiemu, a dzisiaj wpadam ze spokojem do Twojego saloniku i czytam...o Żabczyńskim. Dla mnie to jak utrwalenie i pogłębienie wiadomości wczoraj zasłyszanych. Myślę, że pomysł na bloga o starym kinie, to fantastyczna sprawa. Pozdrawiam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  16. Lubilam tego aktora, wiele razy zal mi przemijania... M

    OdpowiedzUsuń
  17. Żabczyńskiego uwielbiałam za młodu. Wczoraj poczytałam o Bodo (odnośnie wiesz czego ;-) Tragiczne jest to, że tacy wielcy ludzie umierali gdzieś zapomniani (np. w łagrach).

    OdpowiedzUsuń
  18. Graszko-mam nadzieję, że moje informacje pokryły się z reportażem zrobionym profesjonalnie. Cieszę, że temat starego kina powraca i jest to dobry kierunek. Nie mogę wprost wyjść z zadziwienia, że stare scenariusze nie zostają wcale wykorzystane do tworzenia remake'ów. Za wyjątkiem Trędowatej i Znachora.

    OdpowiedzUsuń
  19. Mamsan-żal jak żal, ale ta świadomość przemijania...

    OdpowiedzUsuń
  20. Bestyjeczko-Bodo jest moim ulubionym z wielu powodów. Tych przedwojennych. W czasie wojny spotkał go los jeden z tych najtragiczniejszych. Nie on jeden, bo wiele z przedwojennych gwiazd zginęło tragicznie nie doczekawszy "nowej Polski".Nie będę mówić więcej, bo zbieram materiały i siły na obszerniejszy post na jego temat. Jeśli ktoś ma jakieś informacje, lubi może literaturę w tym zakresie, chętnie skorzystam z podpowiedzi. Nie pierwszy to raz korzystam z uprzejmości czytelników.

    OdpowiedzUsuń
  21. Kochałam się w nim będąc nastolatką, w niedziele kwitłam przed tv, by móc wzdychać... ech, to były filmy :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Słowo do Magdy-przepraszam, że pominęłam w odpowiedziach. Wypiąć się na przemijanie? Nie da się, ale myślę, że można dłużej być mimo fizycznego niebytu, ale to zależy od nas.Margusiu-ale do Bodo, czy do Żaby?

    OdpowiedzUsuń
  23. I znów piszesz o kimś o kim niewiele wiedziałam.Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  24. Deszczowa Mia-cała przyjemność po mojej stonie

    OdpowiedzUsuń
  25. Jak zwykle bardzo ciekawie napisalas o swietnej postaci. POzdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  26. Jak ja dawno nie oglądałam starego kina... tego aktora kojarzę oczywiście, jest dość rozpoznawalny, przynajmniej dla mnie, dzięki filmom emitowanym swego czasu w cyklu 'W starym kinie' Janickiego. Podoba się lekko zmieniona szata graficzna bloga. :) Cieszę się, że sepia pozostała. Zrosła się z Twoim bogiem i bardzo z nim współgra, z jego tematyka i klimatem. Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  27. Moto,jak zwykle, jak zwykle... :D Ciekawie i intrygująco!Będę czekać na blog o starym kinie, jak pewnie wszyscy. Ale nie cisnę, nie cisnę, to pewnie też wymaga sporo czasu i uwagi.I cieszę się, że pan Janicki wraca [czy już wrócił?], by opowiadać o starych filmach, na TVP Kultura...

    OdpowiedzUsuń
  28. Violcio-pozdrawiam serdecznie...dobrze, że już wróciłaś

    OdpowiedzUsuń
  29. Jolu-klimat zawsze ten sam, mój ulubiony. Szata graficzna zmieniona dzięki Bestyjeczce, która robi blogowe cuda, a ten pan wysoki po prawej to mój dziadek, dlatego znalazł tu swoje miejsce. Jolu czy wiesz, że tęskniłam? :)

    OdpowiedzUsuń
  30. Anullu-myślę, ale nie mam odwagi robić bloga specjalistycznego. Korci mnie okrutnie :)

    OdpowiedzUsuń
  31. Piękna opowieść o pięknym człowieku (i nie mam na myśli jego urody zewnętrznej)Filmy z Żabczyńskim oglądałam i bardzo je lubię, ale nic nie wiedziałam o tym człowieku.Cieszę się, że tu trafiłam :)Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  32. Bardzo mi przyjemne zyskać nowego, zadowolonego czytelnika. Witam serdecznie i dziękuję. Postaram się sprostać wyzwaniu.

    OdpowiedzUsuń
  33. WitamNa ten blog trafiłem przypadkiem i... od razu zauroczył mnie:)!Zwłaszcza fragment o Żabczyńskim i w tle o innych osobistościach starego, dobrego, kina przed-, między- i powojennego:)Uwielbiam właśnie takie klimaty kina, ale też sztuki ogolnie, a cykl "w starym kinie" ył dla mnie... marzeniem.Zawsze z wytęsknieniem czekałem na ten dzień i godzinę, kiedy będzie można zasiąść i zatopić się w tych klimatach:)Blog prześwietny:)!Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  34. Bardzo dziękuję za ten komentarz. Pociesza mnie on, bo wiem, że nie jestem samotnym dinozaurem.Wszystkie te artykuły, dodatkowo jeszcze wzbogacone, będą również dostępne w moim specjalnym blogu: Urania Film. Przeznaczony on jest tylko dla przedwojennego kina. Zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  35. BARDZO pocieszna informacja o tym "przedwojennym" blogu:)!Dziękuję po stokroć.

    OdpowiedzUsuń
  36. Niewiele o Nim wiem i ciagle jeszcze szukam czegoś nieznanego . Napisałaś o powojennym zdarzeniu , tego nie wiedziałam - dziękuję .26 filmów , to niby sporo , a obejrzałam większość błyskawicznie . Teraz może jeszcze znajdę jakieś okruszki , bo nie wszystko ocalało .

    OdpowiedzUsuń
  37. Mam 37 lat i stare kino wiąże się ...nawet z wycięciem wyrostka .Jak miałam 12 lat to właśnie wyświetlano Dorożkarz nr 13 ,a ja nie mogłam ,go obejrzeć bo byłam w szpitalu .Uwielbiam stare kino ,mam tyle książek.Zaszczepiła mi tę miłość babcia .W Nowej Wilejce odnalazlam stare kino nieczynne już ,w którym moja babcia obejrzała pierwszy film przedwojenny z Cybulskim płakałam ...jak to zwiedzałam Moja mama powtarza ,przy byle okazji ,że teraz ja powinnam wydać książkę ,albo wystąpić w teleturnieju na tem,starego kina.Moje dzieci w kołysce słyszały ach śpij kochanie ...babcia im to śpiewała,a ja na WRZOSIE zawsze płaczę .Mój m zna na pamięć całe zdania z piętra wyżej ...IDA 74

    OdpowiedzUsuń
  38. a może ktos napisz o ni ksiązkę albo film zrobi!

    OdpowiedzUsuń
  39. Anonymous16 maja, 2012

    Aleksander Bożydar Żabczyński. Ja również straciłam dla Niego głowę. I niekoniecznie z powodu Jego aktorskich dokonań. Z upływem czasu i z coraz większym doświadczeniem życiowym zdaję sobie sprawę, że ta nieprzemijająca a zwiększająca się fascynacja Jego osobą ma bardzo konkretny powód. Tym powodem jest tęsknota za człowiekiem o wysokiej kulturze osobistej,o wrodzonej klasie, o niebywałym wdzięku, takim trochę szelmowskim, męskim. Oczywiście tacy mężczyźni w przestrzeni publicznej się zdarzają. Ale są w cieniu różnych takich, co tu owijać w bawełnę, chamów, prostaków, niedojd, których stawia się jako wzór do naśladowania, jako obiekty podziwu. Az mdli! Myślę, że niektóre kobiety rozumieją tę fascynację mężczyzną, którego od 54 lat nie ma już wśród nas. Aleksander to nie tylko uroczy, bardzo zdolny aktor, o wybitnym talencie pieśniarskim. I nie tylko super przystojny facet, ciacho, jakby powiedziały dzisiejsze młode dziewczyny. To przede wszystkim osobowość i charakter mężczyzny, którego chciałoby się spotkać w życiu. Był prawdziwym Bożym Darem.

    OdpowiedzUsuń
  40. Droga Blogowiczko Twój cytat"Wszystkie teksty , za wyjątkiem cytatów, są mojego autorstwa, jeśli chcesz je wykorzystać, skontaktuj się ze mną."Za wyjątkiem raczej z wyjątkiemPozdrawiamA.

    OdpowiedzUsuń
  41. Przepraszam za ten półrusycyzm :) Już go poprawiłam. Dziękuję za zwrócenie uwagi i za wnikliwe czytanie bloga.Jeśli ja mogę zwrócić uwagę- więcej odwagi w podpisywaniu się pod komentarzem.

    OdpowiedzUsuń
  42. Dzisiaj, 31 maja 2013r. mija 55-ta rocznica śmierci Pana Aleksandra Żabczyńskiego. Wspaniały Aktor i Człowiek. Pozostanie na zawsze w naszej pamięci i sercach

    OdpowiedzUsuń
  43. ~tomasz nowak03 czerwca, 2014

    Cóż , wspaniały aktor , wspaniały człowiek i co ... władza ludowa potrafi wszystko , zniszczyć człowiek
    tragedia , ilu polskich przedwojennych aktorów umarło jako aktor , człowiek po wojnie , ale niestety są też nie chlubne postacie , które nadal podziwiamy - vide Adolf Dymsza
    Za mało mówimy , piszemy o losach aktorów , a pasjonujemy się prymitywnym celebrytom XXI wieku , historia jest najważniejsza i ona winna być wzorcem zachowań

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Warszawa w rozmowach- Justyna Krajewska

Takie pozycje książkowe lubię najbardziej. Biograficzne, historyczne, prawdziwe i klimatyczne. Takie lubię czytać. Dzięki swoim bohaterom au...