Życzenia
Wobec publicznej groteski, którą karmieni jesteśmy co chwilę, umykają niepostrzeżenie takie wydarzenia jak to.
Dzisiaj Teatr Polski w Warszawie obchodzi setną rocznicę swojego istnienia. Także dzisiaj odbędzie się premiera dramatu „Irydion” Zygmunta Krasińskiego. Reżyserem jest Andrzej Seweryn.
Dzisiaj Teatr Polski w Warszawie obchodzi setną rocznicę swojego istnienia. Także dzisiaj odbędzie się premiera dramatu „Irydion” Zygmunta Krasińskiego. Reżyserem jest Andrzej Seweryn.
Tym samym dramatem Teatr Polski
rozpoczął swoje życie sto lat temu i chwała Andrzejowi Sewerynowi,
wizjonerowi, że pomimo niesprzyjających warunków, reaktywuje
klasykę polskiego dramatu.
Życzę Teatrowi Polskiemu dalszych
stu lat prosperity. Życzę ogromnego sukcesu i odwrócenia ogólnych trendów
w teatrach, bo nie trudno jest zrobić sukces na Woody Allenie ( z
całym szacunkiem do tego twórcy).
Część druga
W tym samym roku 1937 zrealizowany jest
film pt. „Książątko” z Karoliną Lubieńską i Eugeniuszem
Bodo w rolach głównych. Scenariusz klasyczny i prosty oparty na
wyświechtanej historii o Kopciuszku.
Dziewczyna z prowincji- Władka kocha
się w przystojnym, bogatym arystokracie (Eugeniuszu Bodo). Wygrywa
szczęśliwy los na loterii, a za wygrane pieniądze wyjeżdża na
wypoczynek do Krynicy. Niestety w czasie podróży ktoś kradnie jej
cały dobytek, a ta nie ma pieniędzy nawet na bilet powrotny. Wzięta
za młodego chłopca, decyduje się podjąć pracę w bogatym,
krynickim pensjonacie jako fordanser. W pensjonacie zapoznaje
bogatego hrabiego, w którym od dawna jest skrycie zakochana.
Karolina Lubieńska rzeczywiście
wygląda w filmie jak młody chłopiec, pomijając makijaż, który w
czarno-białych filmach jest nieodzowny ze względów technicznych.
Tancerz z niej marny, ale niewinna postać młodego adonisa podoba
się starszym, doświadczonym bywalczyniom salonów.
Konrad Tom-autor scenariusza, zapewnia
publiczności wielowątkową, dobrą zabawę pełną lekkiego humoru
z domieszką satyry.
Tymczasem Adolfowi Dymszy nie dość
przebieranek. Wchodzi nowy przebój kinowy: „Dodek na froncie”.
Miejski birbant i ”ladaco”, podczas wojny, wplątuje się w kłopoty. W trakcie potyczki wróg bierze go za generała przeciwnej armii i przyjmuje z wszelkimi szykanami, organizując wystawne przyjęcie. Gdy sprawa wychodzi na jaw, Dodek chce uciec przed prawdziwym generałem w przebraniu cyganki. Niestety, wpada w ręce śmiertelnie zakochanego, rosyjskiego porucznika, który wyznaje Dodkowi -cygance swoją miłość.
Miejski birbant i ”ladaco”, podczas wojny, wplątuje się w kłopoty. W trakcie potyczki wróg bierze go za generała przeciwnej armii i przyjmuje z wszelkimi szykanami, organizując wystawne przyjęcie. Gdy sprawa wychodzi na jaw, Dodek chce uciec przed prawdziwym generałem w przebraniu cyganki. Niestety, wpada w ręce śmiertelnie zakochanego, rosyjskiego porucznika, który wyznaje Dodkowi -cygance swoją miłość.
Nie posiadam obiektywnego stosunku do
osoby Adolfa Dymszy, uważam go za najwspanialszego artystę
komediowego wszech czasów. Jego ruchy, wspaniała sprawność
fizyczna, świadomość ciała, zdolności naśladowcze to mieszanka
aktora idealnego. W tym filmie dość wyraźnie daje tego dowód.
Ostatnim przedwojennym, kobiecym
wcieleniem Dymszy jest postać uzdolnionej, zagranicznej łyżwiarki,
za którą przebiera się pan Czwartek, by nauczyć się jazdy na
łyżwach. Czwartek jest fryzjerem i zajmuje się loczkami córki
pewnego bogatego prezesa. Prezes jest tak bogaty, że ma nawet swoja
drużynę hokejową. Bogacz dowiaduje się, że w Polsce przebywa
sławny bramkarz o nazwisku Piątek. Podejmuje więc próbę
zwerbowania go do drużyny na czas rozegrania bardzo ważnego meczu w
Zakopanem. Splot kilku okoliczności powoduje, że zamiast bramkarza
Piątka jedzie fryzjer Czwartek, z czego rodzą się kłopoty, miłość
i wielka draka.
Komedia wychodzi już po wybuchu II
wojny światowej i radość, którą daje Dymsza nie jest już tą
samą, beztroską zabawą- to już tylko odskocznia od trudnej,
okropnej rzeczywistości. Dzięki Dodkowi to wytchnienie, choć
krótkie- jest możliwe.
Jest taka kobieta, która od pierwszego
wejrzenia powala najtwardszy głaz. Ona to paraliżuje swoim „sex
appelem” niejedno męskie serce. Zawraca głowę i odurza burzą
blond loków. Ona też oczarowuje pewnego Hipolita Pączka, zwanego
„Hipciem”, który z miejsca deklaruje rzucenie jej świata do
stóp.
Mowa o pięknej choć mocno zbudowanej
blondynce, aktorce, „krajowego wyrobu May West”, za która
przebiera się Henryk Pączek (Bodo) podczas balu karnawałowego.
Mistrzostwo charakteryzacji i gry.
Wspaniała kreacja Eugeniusza Bodo. Najlepsza piosenka i najlepsza
scena przedwojennego kina. Któż jej nie zna?
Mowa tu o scenie z filmu „ Piętro
wyżej”. Eugeniuszowi Bodo partneruje Helena Grossówna, a
wspomnianego Hipcia gra Józef Orwid równie utalentowany aktor
komediowy.
Udział Eugeniusza w powyższym filmie
zapewnia mu status największej gwiazdy filmu polskiego, bo takiej
jak ta kreacji jeszcze nie było.
Choć
szaleją za nim tłumy kobiet, to typowym amantem nie jest. Sam,
z resztą, ma do siebie ogromny dystans, mówiąc o sobie:„amantów
par excellance nie grywam, gdyż uważam, że do tego trzeba mieć
albo ładną, albo bardo ciekawą twarz. Co do mnie, może i posiadam
te zalety, ale dla bardzo bliskich i życzliwych znajomych. Dla
szerokiej publiczności w każdym bądź razie uważam, że moja
'piękność' jest niewystarczająca”
Pomimo
jego sylwetki, dość przysadzistej i mocnych ramion, wciska się w
kobiecy gorset, zakłada platynową perukę, jedwabną suknię i uwodzi pół sali tańcem i niemal erotycznym tekstem, który zna
cała Polska.
Wprowadza, w krotochwilny dotąd charakter filmów, kunszt i artyzm. Czyni to
dzięki wrodzonemu talentowi, ogromnemu dystansowi do siebie i
nowoczesnemu, ale i osobistemu podejściu do wielu społecznych
kwestii. Do jednego koktajlu wrzuca swoją męskość i damski sex
appel. Z powodzeniem naśladuje kobiece gesty. Nie boi się zepsucia opinii,
ani zaszufladkowania- ryzykuje, ale ryzyko odpłaca sławą po
dziś dzień. Tak, Bodo to fenomen.
Płciowe
qui pro quo- komediowe w filmie, ale jakże aktualne. Cieszy nas i
rozśmiesza, kiedy ktoś udaje kogoś kim nie jest. Kiedy robi to ku
rozbawieniu innych. Tragiczny wydźwięk przybiera, gdy filmowa
fikcja objawia się w prawdziwym życiu.
Wspaniały świat Polski międzywojennej, wzrusza prostotą realizacji, czasem naiwnością ale zawsze zachwyca szalonym entuzjazmem.
OdpowiedzUsuńZ prawdziwą przyjemnością przeczytałem część II
Myślę, że na prawdę powinnaś pomyśleć o wydaniu książkowym swoich tekstów
Oczekujący na następne "ciasteczko" Um
Um, zostań moim redaktorem i wydawcą :*
UsuńTekst, jak zwykle, majstersztyk. Mam jedna małą uwagę: fryzjer nazywał się Czwartek, a łyżwiarz - Piątek. Ale prezesowi Madeckiemu też się myliło :)
OdpowiedzUsuńHaniu- masz rację. Tak pomieszali, że i mnie się "pokopało" :D. dziękuję :)
UsuńJak zwykle z przyjemnością. :*
OdpowiedzUsuńPo mojej stronie Zorciu :*
UsuńLubię stare kino,trochę przypomina jarmarczne zauroczenie,a aktorzy zabawni w swojej szczerości w ujawnianiu warsztatu scenicznego,który zbyt łatwy do odczytania.Wielki filmowo był tylko Bodo.
OdpowiedzUsuńBodo wiedział, że jest amantem lekkich filmów, ale ambicje miał dużo większe. Chciał grać role dramatyczne. W tych także się sprawdzał, choć każdy z nas woli go uśmiechniętego.
UsuńWładka kocha się w przystojnym, bogatym DZIEDZICU, a nie arystokracie (pamietam, bo niedawno ogladalam). Ale to drobiazg i tak bardzo Cie lubie ;)
OdpowiedzUsuńZ całą pewnością był i arystokratą :)
UsuńTak sobie zawsze myślę, oglądając takie filmy: no i co, że "cygan se cycki doprawił"*, zabawne to i ponadczasowe; przecież w Półżartem półserio gagi opierały się właśnie na takim qui pro quo, a to ponoć jeden z najlepszych filmów w historii kinematografii.
OdpowiedzUsuńPoza tym widok Bodo jako rosłej niewiasty - niezastąpiony!
* to z Seksmisji
I w takim kontekście uwielbiam te przebieranki. W realu kompletnie mnie nie śmieszą :)
OdpowiedzUsuńBodo- moja, niezmienna miłość.
Teraz już nie ma takich mężczyzn...
UsuńBodo był rewelacyjny, ale jak dla mnie rządził Dymsza :)
UsuńEh, ja mam problem z tym, kto lepszy... :D
UsuńMoniko, dawno nie oglądałam "starego" filmu. Nieco zbladły wspomnienia obrazów, które kiedyś widziałam w Starym Kinie, słynnym cyklu telewizyjnym, który co tydzień gościł na antenie polskiej telewizji, gdy byłam dzieckiem. Twoje reminiscencje przywołują czar starego kina i świata, który dziś wydaje odległy jak rzeczywistość z epopei Mickiewicza. Czy te kolory na zamieszczonych fotografiach są Twojego autorstwa? :-)
OdpowiedzUsuńJolu, oczywiście te kolorowanki są mojego autorstwa, mam nadzieję, że nie profanuję :)
OdpowiedzUsuńWiem, że Stare Kino to ciasna nisza, do której bardzo rzadko ktoś zagląda. Może właśnie dlatego postanowiłam być "strażniczką pamięci". Cieszę się, że i tak wiele osób tu zagląda.
Jolu, a ty jesteś ze mną od początku. Jak się ma ekspres do kawki? :)
Filmy przedwojenne to dla mnie najwyższa przyjemność w wielu płaszczyznach: cudowna gra aktorska, niezrównane dialogi, wdzięk i elegancja które przeminęły, ale co najważniejsze to Czar wspomnień własnej rodziny: prababci, babci, niezliczonych wujków. Do dzisiaj pamiętam atmosferę niedziel, kiedy to liczna rodzina wielu pokoleń, zasiadała do niedzielnego obiadu. Zapach rosołu, gwar rozmów, ciepło kaflowego pieca a w tle "W starym kinie".
OdpowiedzUsuńNic nie przywołuje mocniej takich wspomnień jak właśnie filmy z Eugeniuszem Bodo czy Dymszą.
Przez chwilę zastanawiałam się, czy powyższy wpis wpisałam sama, ale nie... ktoś inny mam podobne wspomnienia. Czyż to nie cudowne?
OdpowiedzUsuńMiałam nawet o tym napisać post, ale nie wiem, czy w związku ze zdemaskowaniem temat będzie dość świeży :D
Nie da się ukryć, że przedwojenni twórcy niezwykle upodobali sobie wszelkie możliwe przebieranki, w tym właśnie płciowe. Trudno im się dziwić, w końcu to temat, pozwalający na mnożenie zabawnych sytuacji. Jest to swoisty rodzaj komedii pomyłek, która choć bazująca na prostych gagach, śmieszy tak samo teraz, jak i dawniej.
OdpowiedzUsuńNatomiast Bodo w narzuconej mu roli diwy jest fenomenalny. Utwór wykonał brawurowo.
Jakiś czas temu Anna Dereszowska wydała płytę ze starymi przebojami. Byłam pozytywnie zaskoczona, dopóki nie usłyszałam właśnie piosenki "Sex appeal" w jej wykonaniu, które było mdłe i nijakie, niestety.
zaduma
Ależ mi się moje dzieciństwo przypomniało :) Pasjami kochałam te stare, przedwojenne filmy. Szkoda, że nie ma ich już w telewizji, przynajmniej na głównych kanałach. Ciekawe jak odebrałaby je współczesna młodzież. A Dodek był bezkonkurencyjny. Teraz mamy tylko Dodę ;)
OdpowiedzUsuń