niedziela, 8 września 2013
Pietruszewska znaczy Ordon
Talent rodzi się jak diament. Zwykły człowiek myśli, że znikąd, bo nie jest świadom tej ogromnej siły natury, która diament ten rodzi. By zdobyć ten cenny kruszec trzeba szczęścia i ogromnej pracy.
Podobnie z talentem- jest w każdym z nas. Szczęście tylko powala go wydobyć, zauważyć i oprawić w należyty sposób.
Mała, szczupła dziewczyneczka siedzi na ziemi z główką wtuloną w kolana matki. Płowe, cienkie warkoczyki spływają po białym fartuchu. Spracowana, szorstka dłoń gładzi troskliwie córkę. Przez otwarte okno wpadają promienie wrześniowego słońca. Firanka co chwilę delikatnie łopocze od ciepłego przeciągu. Liście przyjemnie szumią udając szmer potoku.
-Już niedługo będą grzyby- zamyśla się matka.
Ilość grzybów kompletnie nie ma znaczenia dla dziewczynki. Jej myśli roztopione we wrześniowym słonku, swobodnie krążą po pokoju jak mucha.
- A mamusia to wie kim ja będę jak dorosnę?-
-Będziesz dużą dobrą córką- Maryniu- żartuje matka.
-Oj, mamusia żartuje, a ja się pytam tak naprawdę. Kim ja będę?.
-Pójdziesz do pani Mareckiej do przyuczenia. Będziesz wspaniale szyła i będziesz miała z czego żyć. Ludzie zawsze będą potrzebowali ubrań. Krawiectwo to dobry fach.
Marysia nie odpowiedziała, bo grzeczne dzieci nie sprzeciwiają się dorosłym. Nie bardzo podobał jej się pomysł mamy. W myślach już widział poranione palce szpilkami i okulary z grubymi szkłami na jej nosie. Jak każda dziewczynka marzyła o tym, żeby tańczyć w ogródku, śpiewać ładne piosenki i zrywać kwiatki. Szycie jest takie nieciekawe i głupie. Jednak skoro mama mówi, że tak będzie dobrze, to widać dorosła kobieta będzie szczęśliwa będąc krawcową.
-Mamusiu, a dlaczego nie mogłabym śpiewać jak ta pani na cenie w letnim teatrzyku?
-Dziecko, o czym ty mówisz? To nie jest zawód dal uczciwej kobiety...
-Ale ja bym tak chciała...
-Głupiutka jesteś jeszcze to nie rozumiesz, że z tańczenia wyżyć się nie da. Ta pani nie jest szczęśliwa.
-Właśnie, że będę tańczyć i śpiewać- szepnęła cicho Mania.
Maria Pietruszyńska niczym nie wyróżnia się spośród innych młodych kobiet. Nie jest skończoną pięknością. Jej życiorys jednak przypomina klasyczną historię Kopciuszka.
Młoda dziewczyna, z głową nabitą marzeniami pojawia się w teatrze. Grywa ogony, ledwo starcza jej na życie i na wynajęcie taniego kącika do mieszkania. Sąsiedzi rodziców wytykają ją palcami, a rodzice nie chcą, żeby pojawiała się w domu rodzinnym. Wstydzą się córki artystki. Nie chce być krawcową, zarabiać tak jak inne młode kobiety. Czuje, że jej przeznaczeniem jest scena. Droga młodego artysty wiedzie poprzez gąszcz upokorzeń, biedy, zazdrości i niespełnionych marzeń.
„Marysia zagaduje wielkiego aktora o nowe przedstawienie, które ma rozpocząć dziś wieczorem i nieśmiało rzuca pytanie, czy mogłaby liczyć, że kiedyś i ona wystąpi nie tylko w tańcu, ale jako artystka.
-Wszystko na świecie jest możliwe, moja maleńka- odpowiada Hanusz od niechcenia. -Tylko widzisz- dodaje po chwili- z takim nazwiskiem jak twoje: Pietruszyńska , to daleko nie zajdziesz. To nie jest nazwisko na scenę. (…) Kto będzie się zachwycał Marią Pietruszyńską? (…) zaraz powiedzą Pietruszkiewicz, a potem wręcz Pietruszka. I bądź tu gwiazdą z takim nazwiskiem.
-Tak to prawda...- przyznaje Marysia doszczętnie załamana. - Ale jak ja się mam nazywać?.
Jak?- Hanusz zastanawia się.- Coś trzeba wymyślić...
Tak jak Kuczabińska przerobiła się na Strońską, tak ty moja , mogłabyś zrobić z siebie...-wspominając Strońską, która niedawno w Sfinksie recytowała Redutę Ordona, Hanusz prawdopodobnie już wie, co powie, lecz dla wywołania tym większego wrażenia robi dramatyczną pauzę, zatrzymuje się i wznosząc wskazujący palec wygłasza:- Ordon. Maria Ordon!...
Chociaż Maria- dorzuca z grymasem -to dość pospolite imię.
-Na drugie mam Anna, z bierzmowania- szepcze Pietruszyńska.
Świetnie -przyjmuje Hanusz.- Anna Ordon. Voila!„
Marysia przyjmuje sceniczny pseudonim, który ewoluuje do : Hanki Ordonówny.
Co prawda nic to nie zmienia w jej statucie i kariera toczy się swoim, jeszcze smutnym torem.
Byłaby pewnie jedną z wielu girlsów tańczących w tle znanych artystów, gdyby nie spotkała na swojej drodze prawdziwego księcia sceny- Fryderyka Járosy'ego, który w skromniej, szczupłej tancereczce widzi natychmiast divę sceny, wielką gwiazdę polskiej rewii. Uczy ją jak chodzić, unosić głowę, patrzeć. Pokazuje jak gestykulować na scenie, jak budować napięcie; mówić i co mówić, żeby wzbudzić apolauz. Jednocześnie kocha i podziwia. Bo tylko zakochany mężczyzna potrafi odkryć prawdziwe piękno kobiety. Zobaczyć w niej istotę niezwykłą i wyjątkową, a co najważniejsze przekonać świat o jej niezwykłości i wyjątkowości.
W kolejną rocznicę śmierci Hanki Ordonówny pragnę przypomnieć jej niezwykłą osobę. Choć jej życiorys obfituje w wiele wydarzeń, często tragicznych, to jej życie snuje się na kanwie wielkiej miłości do życia, która jeszcze teraz, po 53 latach od jej śmierci ożywia o niej pamięć.
Cytat pochodzi z : "Pieśniarka Warszawy" Tadeusz Wittlin, Wydawnictwo Polonia 1990
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Warszawa w rozmowach- Justyna Krajewska
Takie pozycje książkowe lubię najbardziej. Biograficzne, historyczne, prawdziwe i klimatyczne. Takie lubię czytać. Dzięki swoim bohaterom au...
-
Zdjęcie: Przedwojenny magazyn filmowy "Kino" Jak odpowiedzialnie napisać o historii człowieka, który już sam nie będzie mógł ...
-
Przymioty ciała i ducha, często, dobry Pan Bóg dzieli sprawiedliwie. Jednemu daje rozum, drugiemu klasę, trzeciemu piękną dusze, a jeszcze ...
-
Nie było jakąś specjalnie nadzwyczajna rzeczą, że sala została napełniona po brzegi. Czasy, co prawda, dla kultury, podłe, ale i na tej zie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz