Czyli miłość nie wszystko wybaczy
Państwo Brodziszowie, zdjęcie ze zbiorów Muzeum Kinematografii w Łodzi |
Radom :
Pod hotelem gromadzi się tłum młodych panien. Poczta pantoflowa donosi, że dzisiaj do Radomia przyjedzie Adam Brodzisz.
Jedna z dziewcząt miejscowego gimnazjum, córka komisarza policji, podsłuchała rozmowę ojca, w której ktoś z otoczenia sławnego aktora, poprosił miejscową policję o zapewnienie mu spokojnego noclegu.
Zasłyszaną wiadomość uczynna młódka zanosi do wszystkich szkolnych koleżanek, a potem jeszcze do koleżanek koleżanek. W efekcie dwie kompletne żeńskie szkoły stoją głowa w głowę pod hotelem, nie zważając na pogodę.
Każda z tych dobrze ułożonych panien marzy skrycie nocami o przystojnym amancie, kochając go niewinną, platoniczną miłością, chowając jego fotografię pod poduszką i popłakując sobie z nieszczęścia i samotności.
Dzisiaj, każda z nich ma nadzieję i szansę być jedyną. Każda chce spojrzeć mu w oczy, uścisnąć rękę, urwać choćby guzik marynarki. W ostateczności, dostać autograf.
Recepcjonista nie może dać sobie rady, co chwila ociera haftowaną chustką mokre czoło. Do holu wniesiono właśnie zemdloną panienkę, a z zewnątrz dochodzą krzyki, że są jeszcze dwie omdlałe.
Na zewnątrz gwarno i niecierpliwie. Tu i ówdzie wybuchają lokalne kłótnie: o repasację dziury w pończosze, o zadeptane pantofle etc.
Zgromadzenie kończy brutalnie policjant, nadając donośnym głosem:
-Pan Brodzisz nadał telegram. Nie przyjedzie! Proszę się rozejść!
*
Miesięcznik „Kino”- rubryka o gwiazdach- wiersz afirmacyjny przy fotografii Brodzisza:
„Ty wirujesz nigdy w rytm foxtrotów,
ani we fraku nie gniesz się w ukłonach,
tęsknisz, jak orzeł do wysokich lotów,
aż tam, gdzie w śniegu lśni się gór korona.
Nie jesteś lalką, bawidamkiem, graczem,
masz proste, szare oczy, szlachetne w wyrazie,
mięknące wtedy, gdy kobieta płacze,
i pełne jasnych wiecznie młodych nadziej.
Męskie masz czoło, otwarte na burze,
walczyć do końca-twój główny obyczaj,
śmiałymi dłońmi bronić się od znużeń
i trwać uparcie przy urodzie życia(…)”
*
1930 rok. Prasa zewsząd donosi, że :
Sławny aktor, ulubieniec żeńskiej części publiczności -Adam Brodzisz oświadcza się i z radością zostaje przyjęty przez Janinę Kopaczek, znaną publice jako Maria Bogda-najpiękniejsza partia w kraju. Od dawna są w sobie zakochani i nie widzą poza sobą świata. Stanowią idealną, piękna parę. Promieniują radością i szczęściem.
*
W jednej chwili setki tysięcy dziewczęcych serc zostaje złamanych. Wiele zdjęć-podartych. Hektolitry wylanych łez. Ta platoniczna, niewinna miłość nie wybacza zdrady. Brodzisz przestaje być bożyszczem. Wiele obrażonych na niego kobiet zwraca swe serca ku mniej przystojnemu, ale za to pełnemu uroku i co najważniejsze, wolnemu, Eugeniuszowi Bodo.
Miesięcznik Kino, 21 grudzień 1930, na zdjęciu Eugeniusz Bodo i Adam Brodzisz |
Maria Bogda i Adam Brodzisz stanowili nie tylko piękna parę filmową. Równie zgodny tandem prezentowali w życiu prywatnym. Przetrwali wiele trudnych chwil. Przeżyli ze sobą pięćdziesiąt jeden lat.
Zawodowo również byli nierozłączni. Zagrali ze sobą w filmach: „Bezimienni bohaterowie”, „Pod twą obronę”, „Glos pustyni”, „Rapsodia Bałtyku”, „Pan redaktor szaleje”, „Kobiety nad przepaścią”, „Bogurodzica”. Oboje skończyli tą samą szkołę filmową, byli zawodowcami, aktorami nowoczesnymi. Grywali głównie w produkcjach ambitnych, głównie dramatach. Filmach pokazujących życie od strony odartej z blichtru i salonowego fałszu.
Rok trzydziesty dziewiąty, tak jak wszystkim w branży, przerwał karierę filmową i zmusił do wykonywania, z gruntu, innej pracy. Wciąż razem pracowali. Tym razem jako kelnerzy w kawiarni „ Napoleonka”. Brali udział w Powstaniu Warszawskim. Po wojnie prowadzili pensjonat o nazwie „Brodziszówka”.
Z całkiem zrozumiałej przeze mnie tęsknoty za aktorstwem, próbowali na własną rękę organizować spektakle i występy na wzór teatrów objazdowych. Dojmująca rzeczywistość PRLu przygniotła ich tak bardzo, że postanowili wyemigrować do USA. Tam pozostali do końca życia. Po kilku latach sprowadzono ich prochy do Polski i pochowano na krakowskich Rakowicach.
*
„A gdy kto przyjdzie albo przyjedzie,
Pomyśli sobie:
Złączona para, złączona para
Leży w tym grobie!”
"Nad Niemnem" E. Orzeszkowa
Jest dzisiaj siarczysty mróz, o godzinie 8: 00, temperatura -20 stopni Celsjusza. Dość czerwonawo wschodzi słońce. Na rakowickich drzewach z rzadka odzywa się parkowy ptak. Groby pokryte warstwą śniegu. Kwatera Jb-6-3 nieczytelna. W poszukiwaniu Brodziszów zamrażam palce i nos. Tulipan, który przyniosłam upadł i roztrzaskał się o grób. Wrócę tu na wiosnę. Do Państwa Brodziszów.
W notce wykorzystano pamięć autorki, zasłyszane ploteczki starszych ludzi, zdjęcia Muzeum Kinematografii w Łodzi, oraz książkę "W starym Kinie" Stanisława Janickiego, PAW, Wa-wa 1985r.
czytałem ostatni post i ....... spacerowałem z Tobą po zaśnieżonym cmentarzu. Mróz szczypał mi nos mimo słońca.Tulipany kupimy wiosną i razem odnajdziemy grób tych wspaniałych ludzi.Dzięki Ci Motko za te wspomnieniaMU
OdpowiedzUsuńAch ci amanci! Moja mama oglądając ze mną współczesne filmy w TY często mawiała - "Doprawdy, nie rozumiem czy obecnie nie ma już w Polsce przystojnych aktorów ? Przed wojną to byli eleganccy mężczyźni, a teraz ..."
OdpowiedzUsuńHm... to dlaczego pod tytułem jest "miłość nie wszystko wybaczy"? Skoro było tak dobrze? :)
OdpowiedzUsuńNie dokładnie przeczytałaś Mi, albo nie zrozumiałaś.Nie wybacza miłość wielbicielek.
OdpowiedzUsuńMU-z przyjemnością. Zawsze spaceruję tam z przyjemnością. Dzisiaj jednak, pomimo cudownego, sennego spokoju był okropny mróz. Nie dało się długo wytrzymać.
OdpowiedzUsuńTak właśnie mawiają nasze babcie. Póki moja żyła, mówiła podobnie. Niestety nie mogę przyznać im racji...
OdpowiedzUsuńaro 50Moniko,Ty sama jesteś tak dystyngowana jak postacie, które opisujesz.
OdpowiedzUsuńZgadza się. Miłość Brodziszów była wspaniała. Zawiedziona miłość pensjonarek, które straciły obiekt swoich marzeń, jest nie do odrobienia. Po ożenku, młody mężczyzna dla prostych, niewinnych serc-"prawie umierał".Pozdrawiam Mała Mi.
OdpowiedzUsuńAroooo!!!!:D :D :DZdaje Ci się ! :D
OdpowiedzUsuńPewnie moja babcia tez wsrod nich byla...Miala wtedy pietnascie lat i cale zycie Brodzisz byl Jej ulubiencem...Popatrz, jak zmienia sie gust-oststnio slyszalam,ze teraz filmowym "amantem" jest Szyc.Czy to jest naprawde mozliwe???
OdpowiedzUsuńDla mnie zdecydowanie za niski i nie dobrze mu jest w smokingu. Mam innych amantów w myśli ;), ale o gustach lepiej nie rozmawiać.
OdpowiedzUsuńOsoba o nicku Aro 550 zawsze potrafi ciekawie podsumować temat :D))Monisiu, istotnie niezwykle barwne to postaci i epoka, choć filmy tylko czarno-białe :))) PozdrawiamBonawentura Konov
OdpowiedzUsuńBonawenturo dawno Cię nie było !Być może tu mniej historycznie, niż byś chciał, ale zawsze ciekawie. Aro zajmuje zawsze czubek choinki. Bardzo sympatycznie, zawsze.
OdpowiedzUsuńJak zawsze przepiękna historia. Uwielbiam Cię czytać Moniko :) Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńAaa.. no z tej strony nie popatrzyłam ;) że wielbicielki... już wszystko jasne!Moniko :) dziękuję Ci za miłe słowa!
OdpowiedzUsuńFrezjosama nie wiesz jaka to przyjemność czytać taki komentarz.:D
OdpowiedzUsuń/Cala przyjemność po mojej stronie!
OdpowiedzUsuńah wzruszylam sie niemilosiernie .prosze poloz jeden tupipan odemnie.......
OdpowiedzUsuńPołożę- poczekam tylko aż mróz przestanie je mrozić na kość!
OdpowiedzUsuńpiękne... i jednocześnie smutne..jak to w życiu.. dziękuję Ci za tą piękną historię:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPiękna historia, pięknie "podana" :)
OdpowiedzUsuńMoniu, podobnie jak Aro również zawsze odwiedzam Twój blog..tylko że ostatnio bardziej jako zwiadowca-obserwator ;)A to że ciekawie, to nie ulega wątpliwości..zresztą Ty zawsze potrafisz ciekawie poruszać ciekawe tematy..i pal licho z historią - nie samym świstem strzał i hukiem armat człowiek żyje :))Bonawentura Konov
OdpowiedzUsuńIch miłość, może w smutnych warunkach, ale za to dozgonna. Więc chyba jednak szczęśliwa. Miłość wielbicielek zawsze skazana jest na smutek. Cieszę się, że Ci się podobało. :)
OdpowiedzUsuńDziękuje :))
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMoniko droga, czytam, czytam i nie mogę się naczytać Twoich wpisów. Piękni Brodziszowie... ona i on, w życiu i na ekranie. Zapomniani? Czy aby... nie, na pewno nie, nie dzięki również Tobie :). Wspaniała historia przedstawiona z lekkością i pasją, oby więcej takich blogów, jak Twój - zapełnionych tamtymi chwilami, tamtymi czasami, tamtym pięknem...U mnie - zastój, chociaż planuję drobny wpis już niedługo. Dziękuję Ci serdecznie za odwiedziny :).Pozdrawiam ciepłoElina
OdpowiedzUsuńTrzeba się ciężko nagłowić, żeby napisać coś lekko. To oczywiście żart Elinko. Bardzo się cieszę, że do mnie zaglądasz, a co najważniejsze, nie nudzisz się tutaj.Do Ciebie zaglądam również z przyjemnością.Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńTaka miłość się zdarza, choć wśród konfiguracji aktor-aktorka, rzadko. Za dużo omdlewających i gotowych na wszystko 'atrakcji' wokół;). Chyba, że trafi się na tę jedną jedyną pasującą połówkę. Brodziszowie, to przedwojenne wychowanie, zasady, moralność. Dziś mamy chwilówki-walentynki;) Co do spaceru na cmentarz Rakowicki, myślałam o podobnym tylko na Powązki.Tylu tam znajomych ze Starego Kina.Tylko poczekam na +20C, bo teraz mogłabym jedynie zostać wdzięcznym ornamentem na jednym z nagrobków:)Dzięki za budującego posta. PozdrawiamJuliana
OdpowiedzUsuńZdecydowanie zalecam odłożyć spacer na jakąś przyjemniejszą aurę. Ja swoją eskapadę zakończyłam katarem. Za to słońce było cudowne. Co do miłości, zgadza się atrakcji jest sporo, ale i wtedy nie narzekano. Polecam post Bell epoque. Walentynki- no cóż to święto całkiem nowe, ale za to bardzo miłe. Przy założeniu, że nie jest się singlem i nie jest się również narcyzem :)
OdpowiedzUsuńMasz niezwykły dar opowiadania o rzeczach dawnych z takim sentymentem, który się udziela :)I na szczęście swoim darem też się dzielisz.
OdpowiedzUsuńDobrze, ze jeszcze raz tam bedziesz ..., mysle, ze wiosna bedzie latwiej i miejsce ich wspolnego spoczynku wtedy nam pokazesz ... Usciski. M
OdpowiedzUsuńTen sentyment jest bezwiedny i kompletnie dla mnie nie do zgubienie. Przez to jestem tak mało profesjonalna :)
OdpowiedzUsuńNa wiosnę odwiedzę wiele znanych osobistości. Jak co roku. Zapewne zrobię zdjęcia. Tym razem trochę lepsze.
OdpowiedzUsuńJa tak na warszawskim Bródnie szukałam grobu Franciszka Brodniewicza.Mam wielki sentyment do starego kina i bardzo lubię do Ciebie zaglądać.
OdpowiedzUsuńJeśli znajdziesz, proszę, zrób zdjęcie specjalnie dla mnie. O Brodniewiczu jeszcze nie pisałam. Z tego co pamiętam umarł podczas wojny na serce, chyba w 1943, ale nie jestem pewna. Muszę to sprawdzić. Dziękuję za wizytę i zapraszam wciąż.
OdpowiedzUsuńOj, co to tam się działo, w tych pięknych czasach...seks, kiłka i mogiłka:) W Twoim poście „Belle Epoque” dzielisz się też spostrzeżeniem, że „robotyziejemy”. Fakt faktem, coś nam ten nadmiar zmysłowych wrażeń przytępił lekko unerwienie. Potrzeba coraz mocniejszej podniety, szokującego zdarzenia, bulwersującej wypowiedzi, by doznać ekstazy.Ale ja bym się tym tak nie przejmowała. Jest nadzieja, że czucie nam wróci. Raz Sodoma i Gomora, a raz zapięte pod szyję Średniowiecze, raz akademizm, a po nim boska secesja, raz na ostro, raz romantycznie...raz „robotyziejemy”, a potem 'humaniziejemy'...teza – antyteza. Cywilizacyjny rollercoaster:)))Chyba, że czas nam się skończy;) Co do opisywanej przez Ciebie ars amandi. Miło jest, jak jest miło:), a to 'miło', to tak osobniczo/indywidualna sprawa, że w niektórych przypadkach zdecydowanie lepiej szeptać o tym na ucho;). „Brzydka prawda”, czy „piękne kłamstwo”? Ja wolę „brzydką prawdę”, bo daje szansę na ratunek, zmianę. Mam nadzieję, że to nie jest jakieś 'odstępstwo' psychiczne. Ciekawe co na to powiedziałby Kępiński?...;) Dobra, 'nawymądrzałam' się:).Jednak słusznie zrobiłam, że kupiłam sobie narcyza na walentynki, jeszcze jednego do mojej kolekcji w YT:), choć wolałabym raczej po słowiańsku, Świętojańską Nocą, kwiat paproci:).Mam nadzieję, że katar już przeszedł. Zdrówka Ci życzę, pozdrawiamJuliana
OdpowiedzUsuńJuliano, nie do końca przeszedł. Ma ochotę zaatakować mi zatoki. Bronię się jak mogę. Co by powiedział profesor Kępiński?Na pewno nie osądziłby zbyt szybko. To był dusza człowiek nastawiony na człowieka.Miałam ćwiczenia na "jego" klinice.Juliano- każdy z nas wyciągnie dla siebie dobre wnioski z "belle epoque". Cieszę się, że wspomniałaś ten post. Jest dla mnie bardzo ważny.Bardzo dobrze, że kupiłaś sobie narcyza :)Gorąco pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam w dniu gali! I dziękuję za wiadomość sprzed kilku dni! Powodzenia!
OdpowiedzUsuńI gratulacje dla Zwyciężczyni!!! :))))
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziekuje, jestem pierwszy raz ale bedę często i to nawet bardzo, kocham stare kino, pozdrawiam
OdpowiedzUsuń…ja wiedziałam, że tak będzie, Aleksander Żabczyński, (a może Żebrowski?) mi się ukazał, i zaśpiewał: „już nie zapomnisz mnie...bo jest ktoś, kto w pięknym stylu ocala od zapomnienia”. Moniko, dzięki takim ludziom, jak Ty, na pewno nie „zrobotyziejemy”. Moje Wielkie Gratulacje!Nie daj się przeziębieniu, i nie osiadaj na laurach;), czekam na kolejne kartki z przeszłości od Ciebie.Juliana:)
OdpowiedzUsuńJeszcze raz wracam zostawiam link, napisałam o przedwojennym filmie Zapomniana melodia, może zainteresuje Ciebie, pozdrawiamhttp://www.okiemjadwigi.pl/milosc-ponadczasowa/
OdpowiedzUsuńSerdeczne gratulacje The winner is : Monika
OdpowiedzUsuńCześć ukojenie smutków moich. Posłałam Ci wirtualnego cwieta i gratuluję!
OdpowiedzUsuńaro 50Brawo, Brawo, Brawo!
OdpowiedzUsuńPięknie! Gratulacje!
OdpowiedzUsuńWielkie, wielkie gratulacje. Miło było cię zobaczyć, choć się nie poznałyśmy;))
OdpowiedzUsuńGratuluję takiego wyróżnienia. Słusznie zajęte miejsce bo ten blog to majstersztyk :)Kasiazapisali.pl
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo serdecznie gratuluje wyroznienia! Wlasnie przeczytalam wyniki i ogromnie sie ciesze, ze moj ulubiony blog zostal doceniony:)
OdpowiedzUsuńWielkie gratulacje!!!Robisz kawał dobrej roboty!Jestem pełna podziwu dla Twojego wszechstronnego talentu!Zasłużyłaś na to wyróżnienie!!Kto Cię zna osobiście(a ja mam tą przyjemność)wie,że Jesteś wyjątkowym człowiekiem!!Bardzo serdecznie pozdrawiam:-)A.M-K.
OdpowiedzUsuńPani Justyno, gorąco dziękuje za wszystko. Pani wie za co!!! Resztę napiszę w mailu!!
OdpowiedzUsuńKochana cudownie, że się poznałyśmy. Przemyśl co Ci mówiłam, bo piszesz z duszą, prawdziwie i myślę, że kogoś takiego szukają. A teraz się cieszę, że Cię odkryli!!! I zapraszam do Poznania. U nas teatrów też dostatek :)
OdpowiedzUsuńAnullo- jesteś pierwsza. Dziekuję serdecznie!
OdpowiedzUsuńJadwigo-dziękuję za odwiedziny. Zostań! Strago nowego kina będzie tu dość.
OdpowiedzUsuńZ wielką chęcią zajrzę. Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńMargo-czemu ukojenie smutków. Kochana...
OdpowiedzUsuńAro-:) dziękuję :)
OdpowiedzUsuńMia dziękuję!
OdpowiedzUsuńAvo- chyba Cię widziałam, ale nie jestem pewna, że to Ty. Szkoda, że nie porozmawialyśmy. Proszę o maila!!!
OdpowiedzUsuńKasiu-dziękuje. To przez to, że można go wielokrotnie edytować. Z mową on live idzie gorzej!!! :)
OdpowiedzUsuńaggi-a ja się ciezę, że ma wiernych czytelników, którzy byli tu pomimo braku popularności i wielu moich malych blogowych dołków. :)Dziękuję!
OdpowiedzUsuńAMK-gorąco Cię uściskam, jak tylko Cię spotkam! Dziękuję za wszystkie dobre słowa w zwyklym codziennym życiu. Bo one tak są ważne.
OdpowiedzUsuńKochana Pani Niteczko! Jwsteś świetnym, wspanialym Czlowiekiem. Szkoda, że tak krótko się znamy, ale już teraz nie odpuszczę. Jeszcze chwilkę się spamiętam. Wiem, o czym mówiłyśmy. Pamiętam każde słowo. Wham się ogromnie mocno.
OdpowiedzUsuńBo wiesz, że nie wierzyłam w to, że jakiś wartościowy blog ma szansę na nagrodę. I Tobie jako jedynej się udało. I to mnie bardzo raduje, bo zasłużyłaś. To co robisz jest cenne, samo w sobie. Czytam Twój blog od lat, i jesteś mistrzynią nie tylko dla mnie - to ogromna satysfakcja :)
OdpowiedzUsuńMargo,takie słowa od Ciebie, niedościgłej dla mnie, to ogromna nagroda. Wiem, że jesteś ze mną właściwie od samego początku. Podobnie jak ja z Tobą. Dużo się od Ciebie nauczyłam. :)Dziękuję Ci za wszystko Margo- sama wiesz!
OdpowiedzUsuńNie osiadam, nie osiadam, tylko potrzebuję ochłonąć i wstawić się na nowo w tory codzienności. Po za tym przygotować coś do publikacji- to zajmuje "troszkę" ( chyba lubię to słowo) czasu. Nie żebym była jakimś profesjonalistą, ale trzeba poszukać, poszperać no i złapać muzę za ucho :).
OdpowiedzUsuńOj tam niedoścignionej. Poezja nie jest dla jurorów literaturą i o tym przekonałam się na własnej skórze. Byłam w tym roku na czytaniu młodych, gdzie w ramach podobnego konkursu jednej z blogerek wydano książkę, bo niby literacka, z czytania wyszli prawie wszyscy, siedziałam do końca czekając na zaskoczenie, na tę oryginalną, docierającą i kobiecą grę słów... Dziewczyna jakby mogła zapadłaby się pod ziemię, szkoda, że jurorzy tak bardzo ją skrzywdzili. Ty dla odmiany ze swoim blogiem jesteś wyjątkowa i jedyna!I trzymam kciuki za dalej. Buziaki!
OdpowiedzUsuńPoezja jest zbyt trudną do oceny i chyba za trudną. Trzeba mieć wyczucie smaku, wrażliwość ponadprzeciętną i lotną inteligencję, która wśród słów znajdzie urodę nie tylko języka, frazy, kompozycji, ale głębszą myśl urodnej duszy autora. Ja sama nie ośmieliłabym się...Ja ze swoim blogiem jestem archaikiem i czasem biję głową w mur.
OdpowiedzUsuńWitam!Jestem pod wielkim wrażeniem Pani bloga. Można się z niego dowiedzieć naprawdę wielu ciekawych rzeczy i strasznie wciąga, tym bardziej gdy ktoś jest wielbicielem kina międzywojennego. :)A'propos Państwa Brodziszów...Od pewnego czasu zastanawiam się czy istnieją jakieś bardziej szczegółowe wzmianki o ich życiu. Te, które czytałam, nie zawierają zbyt wielu informacji. Wiadomo, że do powstania przebywali w Warszawie, a potem w Zakopanem. Następnie, w latach 60. wyemigrowali do USA, gdzie zajmowali się hodowlą szynszyli. Czuję jednak niedosyt. Powstały filmy dokumentalne o Bodo, Żabczyńskim, Smosarskiej, ale czy o Brodziszach? Wiadomo chociaż czy mieli dzieci?Będę wdzięczna za odpowiedź. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZ materiałami do takich opowieści jest naprawdę bardzo krucho. Czasami przypadek sprawia, że coś się znajdzie.Proces poszukiwania to żmudna, czasem bezowocna praca. Niestety na temat BrodZiszów, a zwłaszcza ich życia powojennego wiem tyle samo, ile powtarzają wszędzie. Może natrafię na coś, ale chwilowo- przykro mi. Wciąż się uczę i czytam. Grzebię po antykwariatach.Jeśli na cokolwiek natrafię dam znać.Może ktoś, kto to przeczyta, za pośrednictwem bloga, podzieli się nowymi informacjami.Tak było chociażby w przypadku Heleny Grossównej.
OdpowiedzUsuńW programie o Eugeniuszu Bodo, na TVP Kultura, wspomnieli, że Brodzisz został ojcem. To może być jakiś trop ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam