„Muzyka – co za wspaniała sztuka!
I co za smutny zawód!”
G. Bizet Człowiek, który całe swoje życie poświęcił muzyce, a zwłaszcza sztuce operowej. Sztuce niewdzięcznej, jak mu się wtedy wydawało i trudnej w wielu płaszczyznach.
Nauki w konserwatorium pobierał już od 10 roku życia. Z tego czasu pochodzą jego pierwsze kompozycje ( np. Symfonia C). Dobrze się zaczęło, jego praca przy kompozycji oper została zauważona i nagrodzona w 1857 roku, (Bizet miał wtedy 19 lat) wyróżnieniem Prix de Rome. Zaraz potem wyjechał do Włoch. Z tego okresu zachowały się tylko cztery utwory.
Po niezbyt brzemiennym w sukcesy pobycie we Włoszech , powrócił do Paryża. Jego pracę zdominowały wydarzenia życia prywatnego, śmierć matki i płomienny romans z pokojówką.
Wciąż nie wiodło się Bizetowi. Ciągle borykał się z problemami finansowymi. Nie umiał w swoje twórczości znaleźć tej pożądanej nutki komercyjnej, która by zrodziła przychylność krytyków, a zwłaszcza publiki. Pozostawał wierny swojej drodze.
Jedną z bardziej udanych w tym czasie oper, była zamówiona przez dyrektora paryskiego Théâtre Lyrique, opera „Poławiacze Pereł”. Inne zaś, takie jak „Piękne dziewczę z Perth” z nieudanym librettem, „Djamileh” okazały się klapą.
Ostatnim jego ukochanym dzieckiem, który miał przynieść mu sławę i nieśmiertelność ,była, dziś wszystkim znana, ceniona i uwielbiana, opera Carmen.
Ówczesne opery miały swoisty charakter. Opowiadały o życiu „wyższych swer”, dawnych epokach, mitach, legendach, postaciach pełnych patosu i bohaterstwa. Były proste, lekkie w odbiorze.
Ta była zupełnie nowa, inna, natenczas prawdziwa i bliska zwykłemu życiu. Bizet wprowadził w ten patetyczny świat herosów, zwykłych ludzi z ich słabościami i namiętnościami. Przedstawił ich skomplikowane relacje, odsłaniał głębokie ludzkie emocje: miłość, nienawiść, zazdrość, zdradę, pożądanie, namiętność. Pokazał na scenie prawdziwego człowieka z jego urodą i słabościami.
Takie ludzkie lustro, nie spodobało się publiczności. Premiera okazała się totalną klęską. Niezadowolona publiczność wychodziła w trakcie spektaklu.
Doznanie porażki było tak silne, że Bizet, który i tak nie miał dobrego zdrowia, doznał śmiertelnego w skutkach ataku serca. Zmarł w1875 roku. Pochowano go na tym samym cmentarzu co Fryderyka Chopina- Pere Lachaise.
Jego życie było trudne i ubogie, a muzyczny geniusz i wizja, niedocenione. Nowatorstwem wyprzedziły swoją epokę. Dopiero 20 lat później tzw. „weryzm”, którego Bizet został tragicznym prekursorem, został doceniony w twórczości Pucciniego, Leoncavalla czy Mascagniego. Taka już ciężka dola pionierów.
Czasami zastanawiam się, jak bardzo liczyć się z opinią innych ludzi, kiedy w środku nosi się głębokie przekonanie, że to co się robi jest słuszne, dobre i piękne?
Napisałam elaborat i mi wcięło... Lubię Carmen, symfoniczne kawałki również, trudno żyć z dzieł za życia, po śmierci to już wszystko jedno...
OdpowiedzUsuńO tym samym pomyślałam. Tak to się dzieje na tym świecie, że prawdziwe perły, wizjonerzy, prekursorzy są doceniani po śmierci. To samo zadziało się z van Goghiem, który za życia żył niemal w nędzy, to samo z Gauguinem, Norwidem... i tak dalej. Nie jestem wytrawną znawczynią opery, ale lubię Bizeta, zwłaszcza 'Carmen'. PS Dziękuję za optymistyczne wieści kawiarkowe. :)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, żeby świat poznał się na geniuszu, musi upłynąć jakiś czas, aż ktoś ( może inny geniusz, w każdym razie autorytet) odkryje go. Powie ludziom- to jest piękne, to jest mądre, a przede wszystkim modne. Słowo "moda" czyni cuda, ale też, bardzo mocno krzywdzi.
OdpowiedzUsuńJolu- cala przyjemność po mojej stronie.
OdpowiedzUsuńCarmen... to była moja pierwsza opera:)
OdpowiedzUsuńTo prawda, wielu ludzi bardzo zdolnych nie zostaje docenionych za zycia i wielka szkoda bo co maja ze slawy, kiedy juz ich nie ma... Pozdrawiam. M
OdpowiedzUsuń